Obserwatorzy

piątek, 30 listopada 2012

Rozdział 2 " Zastanawiam się, czemu ja się już pogodziłam z tym, że umrę, a innym to przychodzi tak trudno?"

*perspektywa Gabrielle*

Dlaczego jest tak, że każdy kiedyś musi umrzeć? Dlaczego odchodzą od nas najbliższe osoby, które odgrywają w naszym życiu największą rolę? Nie znam odpowiedzi na te pytania. Nie mogę też zrozumieć, czemu Bóg wybrał właśnie Kim, aby dołączyła do Jego szeregów w Niebie. Przecież na świecie jest tyle ludzi, którzy chcą odebrać sobie życie lub je sobie niszczą; a On chce zabrać stąd ją, tą wiecznie roześmianą i tryskającą energią dziewczynę. Ja nadal nie mogę w to uwierzyć. Wiem, że kiedy Kimberly już tutaj nie będzie, to sobie bez niej nie poradzę. Do dzisiaj pamiętam ten dzień, w którym przeprowadziłam się do Polski. Właśnie wtedy poznałam moją przyjaciółkę. To ona pomogła mi w szkole, nauczyła mnie mówić po polsku, bo sama znałam tylko podstawowe zwroty. Zawsze mogłam na niej polegać i nigdy mnie nie zawiodła. A teraz, kiedy dowiedziałam się o tym, że za pół roku umrze, poczułam w sercu ogromną pustkę, tak jakby już nie żyła.
Od kilku nocy śnią mi się koszmary, głównie związane z Kimberly i nie mogę spać. W tym momencie jest dokładnie tak samo. Dochodzi szósta nad ranem, a ja leżę na łóżku i przewracam się z boku nad bok jak jakaś ułomna.
-Jedna owieczka przeskoczyła przez płot... Druga owieczka przeskoczyła przez płot... Trzecia owieczka przeskoczyła przez płot... Sto dwudziesta czwarta owieczka przeskoczyła przez płot... Cholera jasna, przecież to zawsze pomagało!
Jednak nawet metoda z liczeniem owiec mnie zawiodła. Próbowałam jeszcze medytować, słuchać cichej muzyki. Ale to też na nic! Nie zasnę i koniec! A powinnam spać przynajmniej do dwunastej, bo dokładnie wczoraj zaczęły się wakacje. Co za ironia losu! Dlaczego jeśli chodzę do szkoły zawsze rano mam ochotę zostać w łóżku, a gdy mam wolne, to za cholerę nie usnę?!
Po chwili postanowiłam pooddychać świeżym powietrzem, więc wyszłam na balkon i usiadłam na barierce. Nagle spostrzegłam, że naprzeciwko mnie, w odległości kilkuset metrów siedzi Kim. Ucieszyłam się i krzyknęłam:
-Hej! Czeeeść!
Przyjaciółka spojrzała w moją stronę, uśmiechnęła się i pomachała mi. Następnie zaczęła się wspinać po drzewie i już zaraz znalazła się obok mnie.
-Ty też nie możesz spać?- zapytała.
-Tak.- odparłam i przetarłam oczy wierzchem dłoni.- Cholera, nici wyszły z naszych planów. Przecież miałyśmy zamiar spać do południa.
-Ja na pewno bym spała.- mruknęła z gniewem.- Ale matka mnie obudziła, bo się uparła, że koniecznie muszę połknąć tabletki, ponieważ ona i ojciec do wieczora będą siedzieć w pracy, więc na pewno zapomnę.
Wybuchnęłam głośnym i niepohamowanym śmiechem. Kimberly uwielbiała naśladować i przedrzeźniać swoich rodziców. Wyglądała wtedy naprawdę przekomicznie.
-To wcale nie jest śmieszne.- powiedziała, patrząc na mnie z oburzoną miną.- Ona już przesadza z tymi tabletkami, syropami i tym całym cholerstwem. Ona chyba nadal się łudzi, że wyzdrowieję.
-Dziwisz się jej?- zapytałam.- Jesteś jej jedynym dzieckiem i cię kocha. To oczywiste, że chce, żebyś wyzdrowiała.
-Wiem.- przyznała.- Zastanawiam się, czemu ja się już pogodziłam z tym, że umrę, a innym to przychodzi tak trudno?
-Bo ty jesteś wieczną optymistką i niczym się nigdy nie przejmujesz. W przeciwieństwie do mnie, bo ja nadal nie mogę zapomnieć tego dnia, w którym powiedziałaś mi o tym, że umrzesz.
-Niepotrzebnie ci w ogóle o tym wspominałam.
-Przestań, i tak bym się prędzej czy później o tym dowiedziała. Dobra, zmieńmy temat, bo zaraz się rozryczę. Masz już jakieś plany na wakacje?
Kim od razu się ożywiła. Uwielbiała o tym rozmawiać, zwłaszcza że jej pasją były wszelakie podróże i wycieczki.
-Jeszcze nie mam planów. Ale pomyślałam sobie, że skoro są to dla mnie ostatnie wakacje, to muszę zrobić w nie coś szalonego.
-Słuchaj, bo ja mam pomysł.- rzekłam.
-Dawaj.- zachęciła mnie i nadstawiła uszu.
-Niedawno zadzwoniła do mamy moja babcia. Ona i dziadek mają 45 rocznicę ślubu i z tej okazji chcą się wybrać w podróż dookoła świata na jakieś 2-3 miesiące. Oni na co dzień mieszkają w Anglii i nie ma kto zaopiekować się domem do ich powrotu. Babcia poprosiła mamę, ale ona jest w ciąży, więc jej może taka wycieczka za granicę zaszkodzić. Dlatego ja się zaoferowałam. Jadę za tydzień i pomyślałam, że dotrzymasz mi towarzystwa.
-Wyjazd do Anglii na całe wakacje z najlepszą przyjaciółką?- zastanowiła się z chytrym uśmieszkiem na ustach.- To mi się podoba! Podpisuję się pod tym obiema rękami!
-To super!- wykrzyknęłam i rzuciłam się na nią. Byłyśmy takie ucieszone, że o mało nie spadłyśmy z barierki.- Tak bardzo się cieszę, że nie będę tam sama.
-No co ty? Przecież wiesz, że nie zostawiłabym cię bez towarzystwa. Pojadę za tobą na koniec świata i jeszcze dalej! W końcu od czego są przyjaciele?
I ponownie się przytuliłyśmy. A mnie znowu ogarnęło uczucie tej ogromnej pustki i tęsknoty a czymś, co odeszło i nie wróci...

*wieczorem*
*perspektywa Kimberly*

Cały dzień myślałam nad propozycją Gabrielle. Bardzo chciałabym polecieć z nią do Anglii. W końcu mój ojciec się tam urodził i stamtąd pochodzi, więc to jest tak jakby moja druga ojczyzna. Poza tym, mam już 18 lat. Dlatego powinnam się usamodzielnić i sama o sobie decydować. Szkoda tylko, że do moich rodziców te argumenty jakoś nie trafiają, bo już od godziny siedzę z nimi w kuchni i skutki namawiania ich na wyjazd można określić jako mizerne.
-No ale dlaczego nie?- zapytałam chyba po raz tysięczny.
-Bo nie i już.- odpowiedział tata i przerzucił kartkę gazety, którą w tym momencie czytał, zamiast słuchać mnie.
-"Bo nie" jest argumentem ludzi, którzy nie mają argumentu.
-Nie bądź bezczelna!- zdenerwowała się matka.- Nigdzie nie jedziesz i koniec.
-Chciałabym zauważyć, ze dokładnie drugiego marca tego roku skończyłam 18 lat, co oznacza, że stałam się dorosłą obywatelką tego kraju. A to znaczy, że mogę już sama o sobie zdecydować.
-Pamiętaj jednak o tym, że dla nas jesteś zawsze dzieckiem, a przynajmniej do naszej śmierci.- palnął.
-Weźcie się zgódźcie! Nie bądźcie wredni. Dlaczego nie chcecie się zgodzić?
-Kim, kochanie, zrozum że jesteś chora i nie możemy puszczać cię samej na koniec świata.
-Jaki koniec świata?!- przerwałam mu.- Anglia znajduje się całkiem niedaleko Polski. Poza tym będzie ze mną Gabrielle. Ona się mną świetnie zaopiekuje; w końcu jej tata jest lekarzem.
-Co nie zmienia faktu, że obie jesteście bardzo postrzelone.- powiedziała mama.- Jesteście w wieku, w którym różne głupie rzeczy wpadają do głowy.
-Na przykład jakie?- zapytałam, poprawiając się na krześle.
-Możesz się upić jak świnia, zażyć narkotyki, uprawiać seks z przypadkowymi chłopakami. Wszystko się może zdarzyć.
-Oj proszę cię, nie przesadzaj. Ja i Gabi jesteśmy rozsądne i nie sprzedajemy się za friko tak jak niektóre laski.
-Dobrze, oszczędź nam tych szczegółów.- mruknął mój staruszek.
-Przepraszam bardzo, ale to mama zaczęła gadać o seksie!- obroniłam się.
-Lepiej zmieńmy temat...
-Właśnie nie zmieniajmy tematu, mamo! Nie dam wam spokoju, dopóki mi nie pozwolicie lecieć do Anglii.
-Co się tak tego uczepiłaś jak rzep do psiego ogona?- zaciekawiła się matka.
-Bo wakacje są od tego, żeby gdzieś wyjeżdżać, a nie kisić w domu jak ogórek w słoiku! Chcę się dobrze bawić zanim zacznę te cholerne studia.
-O właśnie, to jest teraz najważniejsza sprawa moja córko!- oświadczył poważnym tonem tata.- Wybranie kierunku i przygotowanie się, a nie jakieś bezsensowne eskapady.
-Mam jeszcze mnóstwo czasu na te wszystkie ceregiele.- powiedziałam, dając im tym samym do zrozumienia, że nie poddam się tak łatwo.- Poza tym temat kierunku studiów poruszaliśmy już dawno i zdecydowaliśmy wspólnie, że idę na prawo, więc nie wiem co jeszcze mam w tej sprawie postanawiać. Dla mnie obecnie najważniejszą rzeczą jest dobry wypoczynek. A więc zgadzacie się, żebym wyjechała z Gabrielle do Anglii?
-Nie!- wrzasnęli chórem rodzice.
-NIENAWIDZĘ WAS!- krzyknęłam równie głośno i pełna gniewu wybiegłam z kuchni, kierując się na górę.
-Żartowaliśmy!- usłyszałam po chwili.- Zgadzamy się!
Zeszłam z powrotem ze schodów i pędem pognałam do pomieszczenia, z którego wcześniej wybiegłam, aby rzucić się na moich staruszków.
-Odwołuję wszystko, co do tej pory powiedziałam. KOCHAM WAS!
_____________________________________________________

Dzięki wielkie za komentarze! Nie spodziewałam się tylu!
Dzisiejszy rozdział dedykuję Wam wszystkim, kochane!
Następny w sobotę za tydzień!

niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział 1 "Czy naprawdę nie ma już żadnej nadziei?"

*kilka lat wcześniej*
*perspektywa Kimberly"

-Czy naprawdę nie ma już żadnej nadziei?- zapytała moja mama doktora Spencera, który spoglądał to na nią, to na mnie smutnym wzrokiem.
-Bardzo mi przykro.- pokręcił głową.- Wada serca jest bardzo rozległa. Tu nawet dawca nic nie pomoże.
Matka ukryła twarz w dłoniach. Ojciec, siedzący obok niej, objął ją ramieniem, pozwalając by się wypłakała. Zaś ja leżałam na łóżku, zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby. Nie chciało mi się płakać, chociaż na pewno powinnam, bo przecież właśnie dowiedziałam się, że prawdopodobnie nie pozostało mi już zbyt wiele czasu. Nie byłam typem dziewczyny, która ryczy za każdym razem, gdy spotka ją jakaś tragedia. Właściwie to nigdy nie płakałam, gdyż nie miałam do tego powodów. Moje życie wyglądało jak bajka. Rodzice posiadali własne wydawnictwo i prowadzili gazetę, najczęściej czytaną w całej Polsce. Zarabiali za to mnóstwo kasy i ja przebierałam w ich pieniądzach. Zawsze dostawałam to, czego zapragnęłam. Przeciętny człowiek, przyglądający się mi z boku z pewnością powiedziałby, że mam wszystko idealnie poukładane. Ale nie wiedziałby, jak bardzo się myli...
Moja mama urodziła mnie, gdy była w 7 miesiącu ciąży. Lekarze nie dawali mi żadnych szans na przeżycie. Jednak żyję; pozostała mi tylko poważna wada serca, której w żaden sposób nie da się wyleczyć. Na początku nie przeszkadzało mi to tak bardzo. Ale ostatnimi dniami czułam się coraz gorzej, nawet kilka razy zasłabłam. Rodzice postanowili zabrać mnie do mojego kardiologa. No i wyszło na to, że właściwie mogę się z nimi już pożegnać.
-Ale panie doktorze, niech pan powie, że jest chociaż cień nadziei!- błagała matka, zalewając się łzami.- Że jest chociaż malutka szansa...
-Może jakaś operacja?- zapytał z nadzieją tata.- My zapłacimy ile trzeba. Tylko niech nasza córeczka wyzdrowieje.
-Proszę się uspokoić.- odparł mężczyzna w białym fartuchu.- Przecież już państwu mówiłem: żadna operacja, żaden dawca! Nikt i nic już tutaj nie pomoże. Państwa córce pozostało pół roku.
Wypowiedział te słowa tak chłodno, że żołądek  podskoczył mi do gardła. To powinno dać do zrozumienia moim rodzicom, że nawet sam Pan Bóg już mnie nie uratuje. Ojciec podniósł się z krzesła i oświadczył poważnym głosem.
-Jest pan najgorszym lekarzem jakiego kiedykolwiek spotkałem. Złożę na pana skargę, że odmawia pan pomocy swojemu pacjentowi, a o ile wiem obowiązkiem lekarza jest udzielanie pomocy bez względu na wszystko. Obiecuję, że dopilnuję, aby wyleciał pan stąd jak najszybciej. Amelio, Kimberly, wychodzimy!
Matka również podniosła się z siedzenia. Oboje podeszli do mnie i pomogli mi wstać z łóżka, a następnie wyprowadzili z gabinetu. W milczeniu pokonaliśmy drogę, która dzieliła nas do wyjścia. Po chwili wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy do domu.
-Nie martw się, kochanie.- powiedział tata pocieszająco.- Znajdziemy ci nowego i lepszego lekarza.
-Pieprz się z lekarzami.- mruknęłam pod nosem i założyłam słuchawki na uszy. Podgłośniłam muzykę na maksa, żeby tylko nie myśleć o tej feralnej wizycie. Zagłębiłam się całkowicie w piosence, która akurat się rozpoczynała.
Droga nie trwała zbyt długo, bo po dziesięciu minutach dotarliśmy do celu. Mama otworzyła drzwi kluczem i we troje weszliśmy do środka. Od razu skierowałam się na górę do swojego pokoju.
-Kim, poczekaj! Musisz zażyć tabletki.- odezwała się moja rodzicielka.
-Po co? I tak umrę.- odparłam.
-Kochanie, nie mów tak.- skarciła mnie.- Znajdziemy ci takiego kardiologa, który cię wyleczy.
-Mamo, przestań!- krzyknęłam.- Doktor Spencer leczył mnie od urodzenia i jakoś wcześniej nie mieliście do niego zastrzeżeń. Ale kiedy powiedział, że najprawdopodobniej umrę, to nagle chcecie go zmieniać.
-Zrozum, że próbujemy cię ratować z każdej strony.
-Wiem.- przyznałam i ucałowałam matkę w policzek.- Myślę, że jesteś po prostu przewrażliwiona.
-Przewrażliwiona? Właśnie się dowiedziałam, że moja jedyna i ukochana córeczka umrze, a ty mi mówisz, że jestem przewrażliwiona?
- I ty, i tata jesteście jeszcze młodzi. Zawsze możecie coś zmajstrować.
- Wiesz co. twój sarkazm mnie czasem przeraża!- mama zmierzwiła mi włosy, a ja się roześmiałam i pobiegłam do swojego pokoju. Tam rzuciłam się na łóżko i ukryłam twarz w dłoniach.
- Boże, jestem jakaś nienormalna.- wyszeptałam sama do siebie.- Zaledwie godzinę temu powiedziano mi, że umrę i zamiast użalać się nad swoim nędznym losem, to się cieszę jak wariatka.
Poleżałam jeszcze przez chwilę, a następnie wyszłam na balkon. Gdy tylko postawiłam na nim stopę, moją twarz smagnął lekki i przyjemny powiew wiatru. Wspięłam się na barierkę i na niej usiadłam. Często tak robiłam, gdy chciałam popatrzeć na świat z góry lub żeby po prostu pomyśleć. Zamknęłam oczy i uniosłam brodę ku górze, w stronę słońca.
-Kim! Kim!- nagle usłyszałam jakieś wrzaski z dołu. Spojrzałam tam i ujrzałam moją przyjaciółkę, Gabrielle. Machała do mnie rękami.
-Cześć!- krzyknęłam.- Co tam słychać?
-Możesz zejść?!
-Dlaczego?- zapytałam.
-Zamierzasz tak wrzeszczeć na całe osiedle?
-Nie.- zaprzeczyłam i poklepałam miejsce obok siebie.- Przecież możesz się tutaj wspiąć.
-Wrrr...- mruknęła i postawiła na trawniku torbę, która wcześniej wisiała na jej ramieniu.- Dlaczego to zawsze ja się muszę wspinać? Czemu to ty chociaż raz nie możesz zeskoczyć?
-No, już nie marudź, tylko chodź.
Moja przyjaciółka wspięła się na konar drzewa, oddzielającego od siebie podwórka naszych domostw. Nasi ojcowie już dawno chcieli je wyciąć, ale kiedy odkryłyśmy, że dzięki niemu możemy przedostać się do naszych pokoi bez wychodzenia z mieszkania, to kategorycznie zabroniłyśmy jego usunięcia. Po chwili Gabrielle siedziała już obok mnie. Zgodnie z tradycją przytuliłyśmy się na powitanie. Spojrzałam na nią i uświadomiłam sobie, jak bardzo ją kocham. Gdy sobie pomyślę, że za pół roku będę musiała zostawić ją, rodziców, to w gardle stawał mi ogromny burak. Przez ostatnie 11 lat byłyśmy praktycznie nierozłączne. Do dzisiaj pamiętam, jak Gabi przeprowadziła się do Polski z Kanady. Obie miałyśmy wtedy siódemkę na karku. Nikogo tu nie znała i ja się nią zainteresowałam. Sama wiedziałam jak to jest nie mieć nikogo bliskiego, bo jestem w połowie Angielką. Dzieci z obcych krajów wcale nie mają tak łatwo jak się niektórym wydaje. A ja i ona dobrałyśmy się idealnie. Rozumiemy się bez słów i mamy wspólne zainteresowania. Różni nas chyba tylko to, że moja przyjaciółka jest bardziej zrównoważona ode mnie. Ona stara się twardo stąpać po ziemi i zazwyczaj wszystko jej się udaje. Zaś mnie można określić jako typową wariatkę, która ciągle ma pod górkę i pakuje się w coraz to nowe tarapaty.
-Czemu nie było cię dzisiaj w szkole?- zapytała mnie Gabi.
-Pojechałam z rodzicami do lekarza.- wyjaśniłam.- Zasłabłam dzisiaj rano, więc się uparli, że muszę zrobić badania.
-I co się okazało?
-Nic.- skłamałam.- Jestem zupełnie zdrowa.
Nie chciałam wyjawić jej prawdy, bo wiedziałam, że od razu się rozklei. Jest bardzo wrażliwa. Ale również łatwo wykrywała u mnie łganie, tak jak teraz. Swoim zwyczajem przechyliła głowę w bok i poruszyła zabawnie brwiami.
-A tak na serio?- odezwała się.
-Jak ty mnie dobrze znasz!- krzyknęłam z niedowierzaniem.
-W końcu nie znamy się od wczoraj.
-Gabi, przepraszam.- powiedziałam.- Czasem bywa tak, że im mniej wiesz, tym lepiej.
-Kim, jesteśmy przyjaciółkami. Pamiętasz, jak obiecałyśmy sobie, że będziemy mówiły sobie o wszystkim?
Potwierdziłam. Znałyśmy swoje najskrytsze tajemnice i sekrety. Ale dlaczego ona nie może zrozumieć, że niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć?!
-Mojej wady serca nie da się wyleczyć. Umrę... najprawdopodobniej za pół roku...
-Co?!- wrzasnęła i o mało nie spadła z barierki.- O czym ty do cholery gadasz?
-Chciałaś wiedzieć prawdę, to teraz wiesz.
-Przecież to niemożliwe! Ty nie możesz umrzeć! Powiedz mi, że kłamiesz, proszę!
-Bardzo chciałabym, żeby to było kłamstwo. Nie, błagam, tylko nie to!
Za późno; po rumianych policzkach Gabrielle stoczył się potok łez. Ukryła twarz w dłoniach, bo wiedziała, że nie lubię patrzeć, gdy ona płacze. Jednak chwyciłam ją za ręce i trzymałam je w swoich. Spojrzałam na jej żałosne i smutne oblicze, na jej błękitne, mokre oczy. Nagle poczułam słone krople wody na mojej buzi.
-Przestań.- wyjąkałam z trudem.
-Dlaczego?- zapytała retorycznie.- Dlaczego zawsze zabraniasz mi ryczeć? Przecież ja MUSZĘ to robić. Właśnie się dowiedziałam, że powoli tracę przyjaciółkę, jedną z najważniejszych osób w całym moim życiu. Czy to nie jest wystarczający powód na to, żebym płakała?
-Będziesz płakać jak już umrę, wtedy nikt nie zwróci ci już na to uwagi. Ale jeszcze żyję i chcę cię widzieć radosną i roześmianą, taką jaką jesteś na co dzień.- po tych słowach starłam kciukiem łzę z jej policzka. Ona smutno się uśmiechnęła.
-Tak bardzo cię kocham, Kim.- rzekła i padłyśmy sobie w ramiona.
-Ja też cię kocham.
Nagle usłyszałyśmy jakieś nawoływania z dołu. Spojrzałyśmy tam i zobaczyłyśmy matkę Gabi. Była to kobieta o brązowych oczach i krótko ściętych włosach barwy rudej. W dodatku miała dosyć zaokrąglony brzuch, bo za 3 miesiące urodzi swoje drugie dziecko.
-Gabrielle, na miłość boską!- krzyknęła.- Tyle razy ci mówiłam, żebyś nie wspinała się po żadnych drzewach i balkonach! Ty chyba chcesz, żebym ja na zawał padła!
-Mamo, wyluzuj.- odpowiedziała moja przyjaciółka.- Nic mi się nie stanie.
-Ja tam swoje wiem. W tej chwili schodź na dół i chodź na obiad!
-Już idę! No to cześć!- pożegnała się ze mną i już jej nie było. Westchnęłam ciężko i również zeszłam z barierki, a następnie skierowałam się do swojego pokoju.
_____________________________________________________

Cześć! No i jest rozdział 1. Miał być wczoraj, ale przyszła ze swoim "sraj do szamba" Martyna i z Iwoną mnie z kompa wywaliły x D Ale dzisiaj już żadna siła mnie nie powstrzymała x D Nawet ziemniaki!
No to co do rozdziału, to pewnie jesteście trochę zawiedzione, że nie ma jeszcze chłopaków, ale bądźcie spokojne, bo się wkrótce pojawią ; ) Chciałabym zadedykować dzisiejszą notkę Labi Tomlinson, na której cześć powstała Gabrielle x D Co prawda Twoja mama nie ma rudych włosów, brązowych oczu chyba też nie i nie jest w ciąży, ale czasem można się trochę z prawdą wyminąć nie ? x D
Dzięki za 8 komentarzy pod ostatnim rozdziałem! Jesteście wspaniałe i Was po prostu kocham! Następny pojawi się za tydzień w sobotę ; ) Na razie miśki!

wtorek, 20 listopada 2012

Prolog

<MUZYKA>

Londyn- niezwykle ponure i mroczne miasto. Każdy dzień wyglądał tu tak samo, zwłaszcza dla Niego odkąd Ona odeszła... Od rana do wieczora padał deszcz, który czynił smutne ulice jeszcze bardziej szarymi i przygnębiającymi. Dzisiaj też jego krople odbijały się głośnym stukotem o szybę; na dworze panowała ciemność. Wielki dom, stojący na uboczu, z dala od ludzi i zgiełku, był ogarnięty ciszą. W salonie, oświetlonym tylko przez dogasający już ogień w kominku na podłodze siedział czarnowłosy chłopak, o śniadej skórze. Obok niego leżało mnóstwo zdjęć. Jedno z nich trzymał w ręku. Przedstawiało ono dziewczynę z długimi, brązowymi włosami i niebieskimi oczami, w których szalały iskierki radości. Na jej bladej i pięknej twarzyczce widniał uśmiech. Po policzku Mulata stoczyły się dwie łzy; łzy smutku i tęsknoty.
-Moja Kim...- wyszeptał i ucałował fotografię.- Tak bardzo cię kocham... Nie mogę uwierzyć, że to już 5 lat jak cię tu nie ma...
Tak bardzo za nią tęsknił i ciągle nie mógł o niej zapomnieć. Od śmierci Kimberly minęło tyle czasu, a Zayna nadal bolało serce. To było dla niego tragedią, która na zawsze pozostanie w jego pamięci. Odkąd umarła, stał się wrakiem człowieka. Rzadko się uśmiechał, praktycznie w ogóle nie wychodził z domu, bardzo zmizerniał. Odszedł też z zespołu; nie dał rady śpiewać i tańczyć, jednocześnie wiedząc, że Jej tu nie ma... Jego największej fanki, która zawsze go wspierała i mu kibicowała. Więc jak mógł się cieszyć?
Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Niechętnie wstał z podłogi i poszedł otworzyć. Za progiem ujrzał swoich przyjaciół: złotowłosą Gabrielle i brązowowłosego Louisa, który trzymał na rękach małą osóbkę w różowej czapeczce i zielonym płaszczyku, a w buzi miała smoczek, którego zawzięcie ssała.
-Cześć.- przywitała się dziewczyna i przytuliła Zayna.- Wpuścisz nas?
-Jasne, wchodźcie.- powiedział i otworzył drzwi na oścież, umożliwiając gościom wejście do środka.
-Dlaczego tu jest tak ciemno?- zapytał Lou, zapalając światło w korytarzu.
-Przepraszam, byłem sam, więc nie było sensu świecić...
Tomlinson pokręcił głową, a następnie postawił dziecko na podłodze i rozebrał je z płaszczyka. Mała pobiegła do Mulata i objęła swoimi drobnymi ramionkami jego kolana. On wziął ją na ręce, z czego ona zaczęła się cieszyć. Córeczka Louisa miała tak promienny śmiech, że rozbawił on nawet Zayna.
-Wujek! Wujek!- krzyczała radośnie, co spowodowało, że smoczek wypadł jej z buzi i potoczył się na dywan.
-Kim, mówiłam ci, żebyś nie wypluwała smoczka na ziemię.- skarciła ją Gabrielle i podniosła przedmiot. Następnie zwróciła się do Malika:- Przywieźliśmy ciasto. Mogę iść do kuchni, nastawić wodę na herbatę?
-Jeśli chcesz...- odparł obojętnie i skierował się do salonu. Louis poszedł za nim.
-Oglądałeś zdjęcia?- zapytał, biorąc jedno z nich do ręki.
-Tak.- potwierdził i zaczął zbierać fotografie z podłogi, potem włożył je do pudełka i postawił na stole.
-Właśnie wracamy z cmentarza i pomyśleliśmy, że wpadniemy i dotrzymamy ci towarzystwa.
-Byliście na grobie Kimberly?
-Tak.- odrzekł.- Boże, nadal nie mogę uwierzyć, że to już 5 lat...
-Wujku...- odezwała się mała Kim i wgramoliła się na kolana Zayna.- A tatuś mi mówił, ze to po cioci mam swoje imie. To plawda?
-Tak.
-A dlacego ciocia umalła?
-Ciocia była bardzo chora.- wyjaśnił Malik i przymknął oczy, by powstrzymać cisnące się do nich łzy.
-Opowies mi cos o niej?- zapytała z nadzieją w swoim dziecięcym głosiku i złożyła błagalnie rączki jak do modlitwy.
-Kim, kochanie, daj wujkowi spokój.- wtrącił się Louis.-Wujek nie najlepiej się czuje.
-Lou.- przerwał mu Mulat.- Z chęcią opowiem małej o jej imienniczce. Czasem wspomnienia dobrze mi robią. A więc teraz usiądź sobie wygodnie i posłuchaj. To było tak...
_________________________________________

Cześć! No i jest prolog ; ) Może się wydawać trochę bez sensu, bo właściwie już wszystkiego będzie można się dowiedzieć, ale tak miało być. Od razu uprzedzam, że narracja w rozdziałach będzie pierwszoosobowa, tutaj zrobiłam trzecioosobową bo tak mi się lepiej go pisało. Muszę już spadać, więc dzięki za komentarze pod ostatnim postem i mam nadzieję, że teraz też ich kilka będzie ; )  Rozdział dodam gdzieś w przyszłym tygodniu. Narazicho ; )

niedziela, 18 listopada 2012

Wprowadzenie + bohaterowie.

Cześć! Nie wiem, co mnie naszło, ale założyłam drugiego bloga x D  Dla przypomnienia: jestem Marry Styles z bloga one-direction-wonderful-story.blogspot.com. Pewnie wiele z Was trochę mnie zna ; )  Długo się zastanawiałam, czy zacząć pisać nowe opowiadanie, czy też nie powinnam tego robić. Pomysł na nie wpadł mi szczerze mówiąc na chemii i od tego czasu tylko ono chodziło mi po głowie i nie chciało wylecieć. Po długich rozmyślaniach zdecydowałam się na to wczoraj i napisałam prolog. Wyszedł mi on (nie chwaląc się) całkiem, całkiem ; )  Za całą szatę graficzną, czyli szablon i nagłówek, nad którym siedziała wczoraj i dzisiaj przez kilka godzin, jest moja kochana siostra Iwonka, której bardzo dziękuję ; )  Dziękuję również Zulci z bloga: http://from-hatred-to-love.blogspot.com/ , która służyła mi dobrą radą ; )  A więc dzisiaj chciałabym dodać bohaterów. Mam nadzieję, że pojawi się chociaż kilka osób, które będą mi kibicować i wspierać ; )  No to, zaczynamy!




Kimberly Jones- osiemnastoletnia dziewczyna, o brązowych włosach i niebieskich oczach. Ma angielskie korzenie, lecz mieszka w Polsce; jej mama jest Polką, zaś tata pochodzi z Anglii. Swoje imię odziedziczyła po babci. Jest zwariowana, szalona, wiecznie uśmiechnięta, sympatyczna, rzadko płacze, nawet pomimo swojej tragedii życiowej. Wręcz tryska pozytywną energią. Ma przyjaciółkę Gabrielle. Znajomi i przyjaciele mówią na nią "Kim". Podczas wakacji przeżyje niezwykłą przygodę, pozna wspaniałych ludzi (konkretnie pięciu chłopaków). Dwóm z nich nieźle namiesza w życiu...




Gabrielle Swan - osiemnastoletnia dziewczyna, o blond włosach i niebieskich oczach. Pochodzi z Kanady, lecz w wieku 7 lat przeprowadziła się z rodzicami do Polski, gdzie poznała swoją przyjaciółkę, Kim. Jest miła, sympatyczna, wrażliwa, bardziej zrównoważona od Kimberly. Można powiedzieć, że zawsze przestrzega ją przed popełnianiem głupstw, ale najczęściej w nich uczestniczy. Wspólnie z nią wyjeżdża na wakacje do Anglii, gdzie spotka miłość swojego życia...


Harry Styles- osiemnastoletni chłopak, o brązowych, kręconych włosach i zielonych oczach. Mieszka w stolicy Anglii, Londynie wraz z czwórką przyjaciół. Należy do popularnego na całym świecie zespołu One Direction, zarazem jest idolem miliona nastolatek. Jest zwariowany, szalony, miły, uśmiechnięty, przystojny, zabawny, obdarzony niezwykłym talentem w postaci pięknego głosu. Jeszcze nie przypuszcza, że jedna impreza może zmienić w jego życiu diametralnie wszystko...


 

Zayn Malik- dziewiętnastoletni chłopak, o czarnych włosach z blond pasemkiem na grzywce i brązowymi oczami. Mieszka w stolicy Anglii, Londynie wraz z czwórką przyjaciół. Jest członkiem popularnego zespołu One Direction i idolem wielu nastolatek. Uchodzi za najbardziej niegrzecznego chłopaka w boysbandzie. Jest miły, sympatyczny, szalony, przystojny, zabawny, ma piękny głos, którym zachwyca mnóstwo fanek. Nie wie jeszcze, że zakocha się na zabój w pięknej dziewczynie, która zmieni jego patrzenie na świat...


Louis Tomlinson- dwudziestojednoletni chłopak, o brązowych włosach i niebieskich oczach. Mieszkaniec Londynu. Ma czwórkę zwariowanych przyjaciół. Należy do popularnego boysbandu One Direction. Jest miły, sympatyczny, zabawny, szalony, obdarzony niezwykłym i słodkim głosem oraz poczuciem humoru. Potrafi rozśmieszyć nawet największego gbura. W te wakacje pozna dziewczynę, która nieźle namiesza mu w głowie...


 

Niall Horan- dziewiętnastoletni chłopak, o blond włosach i niebieskich oczach. Pochodzi z Irlandii, lecz mieszka w Londynie z czwórką przyjaciół. Jest członkiem popularnego zespołu One Direction. Jest miły, sympatyczny, wiecznie uśmiechnięty, pogodny i wiecznie głodny. Posiada również piękny głos, którym zachwyca mnóstwo fanek i zabójczy śmiech. W wakacje pozna dwie wspaniałe dziewczyny, które z czasem staną się jego przyjaciółkami...


Liam Payne- dziewiętnastoletni chłopak, o brązowych włosach i brązowych oczach. Mieszka w Londynie wraz z czwórką przyjaciół. Należy do sławnego na cały świat zespołu One Direction. Jest miły, sympatyczny, wiecznie uśmiechnięty i pogodny. Zawsze służy dobrą radą, ma nawet opinię terapeuty. Posiada wspaniały głos, który stanowi miód dla uszu dla mnóstwa jego fanek. W wakacje pozna dwie wspaniałe dziewczyny, które z czasem staną się jego przyjaciółkami...


Wiem, że w opisie Nialla i Liama napisałam na końcu to samo, ale nie miałam już na to kompletnie pomysłu x D  Mam nadzieję, że post Wam się spodoba i liczę chociaż na kilka komentarzy ; ) Zaznaczam, że dwaj ostatni bohaterowie pojawią się tylko czasem, ale nie martwcie się: BĘDĄ ; )  Zaś Gabrielle została obdarzona tym imieniem na cześć mojej przyjaciółki, Gabrysi ; D  Mam nadzieję, że będzie zadowolona ; )
Na dzisiaj tyle ; ) W przyszłym tygodniu dodam prolog ; )  Na razie, kochane!