Obserwatorzy

sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział 6 "Jeszcze nigdy się tutaj nie zdarzyło, aby ktoś zrzucił stolik. No, ale zawsze musi być ten pierwszy raz."

*perspektywa Harry'ego*

Minął tydzień od owej imprezy, a ja nadal nie mogę zapomnieć o Kimberly. Do dzisiaj czuję smak jej ust na moich wargach; czuję dotyk jej dłoni na mojej ręce. Jeszcze nigdy tak nie miałem. Poznałem w swoim życiu wiele dziewczyn, lecz jeszcze żadna nie pozostała mi w myślach na tak długo jak Ona. Zaczynam podejrzewać, że się w niej zakochałem... No, bo kto normalny przesiaduje godzinami wieczorami przy oknie i obserwuje każdy ruch laski, którą poznał zaledwie kilka dni temu? No właśnie, a ja tak robię! Niedawno odkryłem, że pokój Kim znajduje się naprzeciwko mojego, więc spokojnie mogę na nią patrzeć. Lecz samo gapienie się nie załatwi sprawy. Muszę ją złapać i z nią porozmawiać. Z pewnością nie nie będzie to łatwe, skoro się na mnie obraziła, ale kto nie spróbuje, nigdy się nie przekona, czyż nie?
Dochodzi właśnie 20.00, a ja zamiast oglądać z chłopakami fajny film na dole, to siedzę z nosem przy szybie i wodzę wzrokiem za Kimberly. To mi się raczej prędko nie znudzi. Nagle usłyszałem pukanie, zaś po chwili drzwi do mojego pokoju się otworzyły i stanął w nich Zayn, trzymający w ręku swój dezodorant. Zamachał nim w powietrzu, a następnie zapytał:
-Znowu go używałeś, tak?
-Przepraszam, znowu zgubiłem gdzieś mój.- odparłem i wróciłem do wcześniejszej czynności. Malik podszedł do mnie i uniósł do góry firankę.
-Co ty wyprawiasz?!- krzyknął.- Dlaczego to robisz?! (od autorki: drugi zwrot powstał na lekcji religii, kiedy to kolega, który siedzi ze mną w ławce próbował popisać długopisem plecy koleżanki, a ona zapytała: Dlaczego to robisz?!" x D)
-Co takiego?- udałem zdziwienie.
-Podglądasz tą dziewczynę!
-Jaką dziewczynę? Nieee, ptaszki sobie obserwuję.
-Ptaszki? Widzisz tam gdzieś jakiegoś ptaszka? Bo ja nie!
-No to widocznie jesteś ślepy!- powiedziałem i znowu skierowałem wzrok za okno. W tej chwili Kimberly gadała do laptopa; zapewne z kimś rozmawiała.
-Słuchaj, stary.- za sobą usłyszałem poważny ton głosu Zayna.- Do tej pory nie zwracałem uwagi na to, że wykorzystujesz różne dziewczyny, że krzywdzisz je, bawiąc się nimi jak lalkami. Ale teraz ci oświadczam, iż jeśli ją też zamierzasz wykorzystać, to ja na to nie pozwolę!
-O co ci chodzi?- zapytałem niemile zaskoczony. Jego zachowanie było co najmniej dziwne.- Zakochałeś się w niej, czy co?
-Nie. Po prostu nie chcę, żeby kolejna przez ciebie cierpiała.- po tych słowach wyszedł z mojego pokoju, trzaskając drzwiami. Ja zaś oparłem głowę na dłoniach i nadal wpatrywałem się w Kim.

*perspektywa Kimberly*

Już od tygodnia jesteśmy w Londynie. Wspaniale spędzamy czas, lecz wcale nie mówię, że ciągle chodzimy na imprezy. Od czasu tamtej feralnej nie byłyśmy na żadnej i raczej się nie zapowiada, żebyśmy poszły, a przynajmniej ja. Nie zamierzam kolejny raz budzić się w towarzystwie jakiegoś zboczeńca i to jeszcze nago! Chociaż muszę przyznać, iż Harry bardzo, a nawet cholernie mi się spodobał. Niby na niego nakrzyczałam, lecz później ciągle o nim myślałam.Właściwie od ostatnich kilku dni nic innego nie robię. Doszło nawet do tego, że śni mi się w nocy! Przed oczami staje mi jego twarz; jego zielone oczy, jego kręcone włosy i te dołeczki w policzkach. Boże, co się ze mną dzieje?! Muszę zająć się czymś pożytecznym, to może wtedy się uspokoję.
-Kimberly Jones, ty mnie w ogóle nie słuchasz!- wrzasnęła prosto do mojego ucha Gabrielle, jednocześnie stawiając mnie na równe nogi.
-Co robisz?- wkurzyłam się i zaczęłam przetykać mój biedny i poszkodowany narząd.- Chcesz, żebym ogłuchła?
-Przepraszam. Ale tak to jest jak ty gadasz, a ktoś siedzi i zamiast cię słuchać, to myśli o niebieskich migdałach.
-No już cię słucham.- rzekłam i poprawiłam się na krześle.- Więc mów od początku.
-Kim, musimy zacząć szukać sobie pracy. Pieniądze niedługo nam się skończą, a my mamy zostać tu prawie 3 miesiące.
-No i co według ciebie miałybyśmy robić? Do jakiej pracy się nadajemy?
-Nie wiem.- odparła.- Ale mam pewną propozycję. Przeczytałam w gazecie, że szukają kelnerek do kawiarni "Bon Bon" (od autorki: nazwa zmyślona). Znajduje się ona na Baker Street. To całkiem niedaleko stąd. Na piechotę jakieś 10 minut.
-Haha, świetny żart!- zachichotałam.- Już sobie wyobrażam siebie za barem, parzącą kawę dla jakiegoś biznesmena. Ja nawet herbaty nie potrafię zrobić!
-Masz jakiś lepsze pomysł?- skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła na mnie zirytowanym wzrokiem. Nieźle ją dzisiaj wkurzałam.
-Nie wiem, może zatrudnimy się w cyrku jako pajace?- wzruszyłam ramionami.-- Wystarczy się powygłupiać i można nieźle zarobić.
Gabrielle chyba niezbyt spodobała się moja inicjatywa, gdyż zrobiła taką minę, jakby miała zamiar zaraz mnie udusić. W sumie, to nawet nie taki zły pomysł z tymi kelnerkami. Przecież mogę się wszystkiego szybko nauczyć. No i na dodatek zajmę sobie myśli czymś ciekawszym niż Harry. O ile roznoszenie kawy i innych pierdół może być ciekawsze.
-Dobra.- zgodziłam się.- To mogą być te kelnerki.
-Nie no, jak ci się nie podoba, to ja cię nie będę namawiać.- odparła obojętnie i skupiła wzrok na muszce, która spacerowała sobie po stole.
-Gabi, nie mów, że się obraziłaś?- podeszłam do niej i objęłam ją z tyłu za szyję.
-Nie, tylko ja się staram, a ciebie to nic nie obchodzi. Ja rozumiem, że chcesz w te wakacje przeżyć jakąś wyjątkową przygodę, ale mogłabyś chociaż czasem myśleć racjonalnie.
-Wiem.- przyznałam ze skruchą.- Obiecuję, że się poprawię. To co, kiedy idziemy?
-Najlepiej zaraz.
Obie udałyśmy się do swoich pokoi, aby wybrać jakieś odpowiednie ubranie. Ja zdecydowałam się na niebieską bokserkę, zieloną bejsbolówkę i dżinsowe szorty.
-Czekam na dworze!- uprzedziłam przyjaciółkę, gdy byłam już gotowa i zeszłam na dół. Następnie otworzyłam drzwi i usiadłam na schodach. Spojrzałam w stronę domu, w którym dokładnie tydzień temu imprezowałam. Zobaczyłam na podwórku tych dwóch chłopaków, którzy wycięli mi taki numer. Zaraz, jak oni się nazywali? Mam kiepską pamięć do imion. Z tego co wiem, to chyba Liam i Niall. W każdym razie jeden z nich, ten blondyn, zauważył mnie i zaczął do mnie machać. Później podbiegł do bramy.
-Cześć Kimberly!- wrzasnął.- Co tam u ciebie słychać?!
Wytrzeszczyłam szeroko oczy. Co on sobie wyobraża?! Jeśli myśli, że się do niego po tym wszystkim odezwę, to się grubo myli! Postanowiłam więc, że będę go ignorować. Jednak stało się to trudne, bo po chwili wspiął się na tą bramę i próbował przedostać się na teren posiadłości dziadków Gabrielle.
-"Boże, co ten kretyn wyprawia?!"- zastanowiłam się. Chciałam za wszelką cenę uniknąć spotkania z nim, więc zerwałam się z siedzenia i szarpnęłam mocno za klamkę.
-GABI!- wydarłam się.- Co ty do cholery jasnej tyle tam robisz?!
-Jestem w kiblu! Zaraz idę!
-Matko, ile można srać?!- wymruczałam pod nosem i poszłam do kuchni, skąd był doskonały widok na podwórko. Odetchnęłam z ulgą, gdyż nigdzie nie znalazłam tego chłopaka. Nareszcie pojawiła się moja przyjaciółka.
-No, możemy już iść.
Wspólnie udałyśmy się do wyjścia. Zakluczyłyśmy drzwi i ruszyłyśmy w drogę. Na moje nieszczęście Niall postanowił iść za nami.
-Piękną mamy pogodę dzisiaj, prawda?- za sobą usłyszałam jego głos. Nic na to nie odparłam.
-Co macie zamiar dzisiaj robić?
Nadal cisza. Kątem oka spojrzałam na blondynkę, która krztusiła się ze śmiechu. Nie no, ja się chyba zastrzelę!
-Długo się zamierzasz złościć?
Głucho.
-A odezwiesz się w końcu?
-NIE!- wrzasnęłam wkurzona.
-Hahaha, odezwałaś się!- klasnął w ręce i się roześmiał.
-Odwal się ode mnie, dobra?- rzekłam znudzonym głosem i poszłam dalej. O dziwo, nie poszedł za mną.
-Hahahahahahahahahaha!!!- tym razem Gabrielle wybuchnęła śmiechem na cały głos, a ludzie obok gapili się na nią, jak na wariatkę.
-Boże, jeśli mam sąsiadować przez najbliższe 3 miesiące z tymi pięcioma debilami, to ja chcę wracać do domu!- żaliłam się.- To jest jakieś skaranie boskie, że musiałyśmy trafić akurat na nich!

*kilkanaście minut później*

W końcu dotarłyśmy do celu naszej wędrówki. Muszę przyznać, że kawiarnia "Bon Bon" wywarła na mnie dość miłe wrażenie. Był to średniej wielkości budynek, prawie w samym centrum miasta. Dookoła niego posadzono kilka krzewów róż, a obok wejścia znajdowała się altanka, w której chyba również można posiedzieć. Ja i moja przyjaciółka spojrzałyśmy po sobie z zachwytem,  a następnie skierowałyśmy się ku drzwiom. Nasze przyjście oznajmił wszystkim dzwoneczek zawieszony na ścianie. Czekało nas kolejne oczarowanie. Bowiem wnętrze okazało się jeszcze piękniejsze. Ściany były pomalowane na kolor kremowy i pozawieszano na nich piękne obrazy. Dookoła porozstawiane stoliki z ciemnego drewna, a w kącie zauważyłam kilka foteli i biblioteczkę wypełnioną po brzegi różnymi książkami i czasopismami. Z głośnika dochodziła cicha i spokojna muzyka. Po prostu cud, miód i malina! Już czuję się tutaj jak w domu. Zaraz, powoli! Nie mogę się za bardzo przyzwyczajać, bo nawet mnie jeszcze tu nie przyjęli, o ile w ogóle to zrobią.
Z zamyślenia wyrwał nie głos Gabrielle, która kategorycznie zakazała mi bujania w obłokach i pociągnęła mnie w stronę lady, za którą krzątała się dziewczyna mniej więcej w naszym wieku, o rumianej cerze i brązowych włosach związanych w koński ogon.
-Cześć.- przywitała się Gabi i szturchnęła mnie w ramię, abym uczyniła to samo, a następnie zapytała:
-Czy mogłybyśmy porozmawiać z właścicielem?
-Proszę poczekać, zaraz zawołam.- odparła.- Możecie sobie usiąść przy stoliku.
Szatynka wyszła na zaplecze, a my postanowiłyśmy skorzystać z jej propozycji i udałyśmy się w stronę najbliższego wolnego stolika.
-Jakie te krzesła są wygodne!- stwierdziłam, gdy na jednym z nim spoczęłam. Potem zaczęłam się na nim kręcić. Przyjaciółka spojrzała na mnie jak na idiotkę.
-Przestań!- skarciła mnie, rozglądając się wokoło.- Zachowujesz się jakbyś miała owsiki!
-Przepraszam.- odparłam i założyłam nogę za nogę. Niestety, zrobiłam to trochę za mocno, gdyż walnęłam się o róg stołu, w wyniku czego on się zachwiał, a następnie upadł z hukiem na podłogę. Blondynka zakryła czoło dłonią. Oczy wszystkich obecnych zwróciły się w moją stronę. Na dodatek ta dziewczyna, która nas powitała, opierała się o ladę i krztusiła się ze śmiechu, a jakaś kobieta, która najwyraźniej była właścicielką tej kawiarni, stała zaraz nade mną.
-Nic się nie stało!- wrzasnęłam i postawiłam przedmiot w odpowiedniej pozie.- Nikt i nic nie ucierpiało! Wszyscy są cali i zdrowi!
-Jeśli zamierzasz dostać tu pracę, to życzę ci powodzenia.- wyszeptała cicho Gabi.
-Jeszcze nigdy się tutaj nie zdarzyło, aby ktoś zrzucił stolik. No, ale zawsze musi być ten pierwszy raz.- stwierdziła pani, a następnie się roześmiała.
-Bardzo panią przepraszam.- powiedziałam ze skruchą.- To z nerwów.
-Przyszłyście w sprawie pracy?
Chciałam coś odrzec, ale przyjaciółka zrobiła to za mnie, jednocześnie dając mi do zrozumienia, żebym lepiej się nie odzywała.
-Tak. Ja jestem Gabrielle Swan, a to Kimberly Jones. Przyjechałyśmy do Londynu z Polski, na wakacje. Potrzebujemy pracy.
-Dałabym sobie rękę uciąć, że jesteście stąd. Tak dobrze mówicie po angielsku.
-Ja pochodzę z Kanady, gdzie również mówi się po angielsku...
-A mój ojciec jest Anglikiem!- w końcu udało mi się wtrącić choć jedno zdanie.
-Widzę, iż jesteście bardzo sympatyczne i rozgadane.- zauważyła.- Ale to dobrze. Macie plus u klientów. Chodźcie za mną.
Właścicielka poprowadziła nas w stronę lady, za którą stała ta dziewczyna, która zapewne była tu kelnerką.
-Ja jestem Helen Stuart i jestem właścicielką i szefową tego lokalu. To jest Susan. Ona wam wszystko pokaże.
-To znaczy, że zostałyśmy przyjęte?- zapytała Gabrielle, a w jej oczach ujrzałam iskierki radości.
-No, może nie tak od razu. Najpierw musicie pokazać mi swoje umiejętności. Na przykład ty.- tu wskazała na mnie.- Obsłuż tego klienta, który akurat wszedł.
Spojrzałam w stronę drzwi i to, co zobaczyłam wprawiło mnie o zawroty głowy. To był Harry! I na dodatek mnie zauważył. Myślałam, że się zastrzelę. Zaczynam sądzić, że krąży nade mną jakieś fatum. Spanikowałam, w wyniku czego kucnęłam szybko i schowałam się pod ladą, aby mnie nie widział. Mogę się założyć, że Gabrielle ma ochotę mnie zabić i najprawdopodobniej zrobi to, gdy tylko stąd wyjdziemy.
-Na miłość boską, co ty wyprawiasz?!- cisnęła przez zęby i wyciągnęła mnie z powrotem do góry, a następnie wyszeptała do ucha.- Idź go obsłuż, bo nie ręczę za siebie.
Przełknęłam głośno ślinę ze strachu. Przyjaciółka jeszcze nigdy mnie nie biła, więc to oczywiste, że się jej boję. Zwłaszcza po tym numerze ze stołem. Podwinęłam więc rękawy od bejsbolówki i podeszłam w stronę stolika, przy którym zasiadł On.
-Co pany podać?- wydukałam z trudem.
-Proszę, co za spotkanie!- zachwycił się i zdjął okulary przeciwsłoneczne, które miał na nosie.- Pracujesz tu?
-Co panu podać?- ponowiłam pytanie, nie zważając na to, co mówił.
-A co pani poleca?
-Zależy, co pan chce zamówić.
-W takim razie poproszę sok i ciasto.
-Jaki sok i jakie ciasto?
-Sok pomarańczowy i szarlotkę.
Ruszyłam z powrotem do lady i przekazałam zamówienie Gabi, która miała je zrealizować.
-Znasz tego chłopaka?- zapytała mnie Susan. Popatrzyłam na nią zdziwiona.
-Czemu tak sądzisz?
-Tak dziwnie na niego zareagowałaś.
-Powiedzmy, że miałam z nim mały incydent. A co, ty też go znasz?
-Często tu przychodzi. Poza tym on jest...- zaczęła, lecz naszą rozmowę przerwała pani Stuart, która kazała mi zanieść posiłek Harry'emu.
-Proszę.- powiedziałam i postawiłam to przed nim.- Smacznego.
-Dziękuję. Sama piekłaś szarlotkę?
-A co, boisz się, że się otrujesz?
-Nie. Po prostu chciałem powiedzieć, że skoro ty piekłaś, to na pewno jest smaczne.
-Nie, nie ja.- odparłam i obrałam kierunek powrotny. Boże, jak ja go nienawidzę! A jednocześnie coś mnie do niego ciągnie, jak magnes do lodówki.
-Jesteście przyjęte!- oświadczyła z radością właścicielka kawiarni, a ja i Gabi zaczęłyśmy skakać z radości.- Możecie zacząć od jutra.
-Bardzo pani dziękujemy!- wrzasnęłyśmy obie naraz i ze szczęścia aż się na nią rzuciłyśmy.
-Wiedziałam, że nam się uda.- rzekłam, gdy już znalazłyśmy się w domu.
-Ja miewałam chwile zwątpienia.
-Kiedy?- udałam zdziwienie, choć dobrze wiedziałam, o co jej chodzi.
-Podczas akcji ze stolikiem na przykład. Trzeba być naprawdę nieźle stukniętym, żeby go zrzucić na podłogę.
-Widzisz? Jestem jedyna w swoim rodzaju!- wykrzyknęłam, zakładając ręce za głowę i oparłam się o kanapę. Gabrielle rzuciła we mnie poduszką i tak rozpoczęła się nasza bitwa. Właśnie tak wyobrażałam sobie te wakacje: pełno śmiechu, zabawy i przygód, w moim przypadku nie zawsze miłych.
______________________________________________

No cześć kochane! Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Nie wiem, czy akcja ze stolikiem Was rozśmieszy; pamiętam, że jak ją pisałam, to śmiałam się jak kretynka, bo wyobraziłam sobie to, jak Kimberly go zrzuciła na podłogę x D Dziwne, że jeszcze nikt z mojej rodziny nie oddał mnie do psychiatryka x D
Następny rozdział w sobotę za tydzień. Dzięki za wszystkie komentarze : ) Jesteście wspaniałe i kochane : )
Zaznaczę jeszcze, że Susan (jest to postać dedykowana Zulci : )) pojawi się w opowiadaniu. Dodam Wam dzisiaj jej zdjęcie, a w wolnym czasie dodam ją do zakładki "Bohaterowie". A oto nasza Susan:

Na razie! <3

czwartek, 27 grudnia 2012

Libster Award

Cześć! Wpadłam tutaj dzisiaj, ponieważ zostałam nominowana przez zacną panią Alicję Styles do takiej zabawy jaką jest Libster Award x D Pewnie większość z Was już wie, o co w tym chodzi, więc nie biorę się za tłumaczenie. Dziękuję za nominację i jako, że jest to pierwsza nominacja na tym blogu, to nominuję kolejne 11 osób. A więc zabieram się do dzieła:

1. Ulubiona piosenka One Direction?
Nie mam jednej. Stole My Heart, Everything About You, Heart Attack, Up All Night, Gotta Be You, Moments, I Would, Rock Me, Nobody Compares, Still The One...

2. Co myślisz o związku Harry'ego z Taylor?
Lubię Taylor, lubię jej piosenki. Jeśli naprawdę kocha Harry'ego, to mi tam nic do tego. Boję się tylko, żeby go nie zraniła i nie oczerniła potem w piosence. Ogólnie jest fajna, zawsze ją lubiłam, tylko gdyby nie jej stosunek do chłopaków. Miejmy nadzieję, że tym razem się zmieniła.

3. Z kim z zespołu poszłabyś na randkę?
Z Harrym <3 Ale najchętniej z wszystkimi naraz x D

4. Za co lubisz poszczególnych członków zespołu najbardziej?
Hmmm... Lubię ich wszystkich za ich głosy, za stosunek do fanów, za muzykę którą wykonują, ogólnie za wszystko!

5. Jaki jest Twój ulubiony film?
Znachor, Trędowata, Wasabi: Hubert Zawodowiec, Pająki, Titanic, Ręka nad kołyską, Jesteś bogiem, Nad życie, Człowiek w żelaznej masce i wiele innych...

6. Najgłupsza rzecz jaką zrobiłaś w swoim życiu?
Obraziłam moją koleżankę i potem tego bardzo żałowałam, bo cała klasa się ode mnie odwróciła.

7. Jeśli miałabyś spędzić cały dzień z wybranym członkiem 1D, kto by to był?
Harry : )

8. Dlaczego i od kiedy jesteś Directioner?
Directioner jestem od 2 lipca tego roku. Dlaczego nią jestem? Hmm... Sama nie wiem. Kocham 1D, ich muzykę i to, kim są. Nie wyobrażam sobie mojego życia bez nich : )

9. Jakie masz największe marzenie?
Żeby pójść na koncert 1D, porozmawiać z chłopakami i dostać ich autografy.

10. Lubisz czytać opowiadania o 1D?
Wprost uwielbiam <3

11. Co Twoi znajomi sądzą o 1D?
Na początku moje przyjaciółki ich nienawidziły, ale z czasem, kiedy tak o nich nawijałam, nawijałam, nawijałam bez przerwy, przyzwyczaiły się. Boli mnie, jeśli gadają o nich pedały i geje, chociaż przecież nimi nie są! Ale teraz ich lubią : )

Dziękuję jeszcze raz za nominację zacnej Alicji. Teraz nominowane przeze mnie osoby to:

1. http://heart-attack-kimbery-crawford.blogspot.com/
2. http://please-help-me-i-love-you.blogspot.com/
3. onedirection9277.blogspot.com
4. http://iwish1-d.blogspot.com/
5. http://i-can-see-it-in-your-smile.blogspot.com/
6. opowiadnieoonedirection.blogspot.com
7. http://just-us-and-this-sick-world.blogspot.com/
8. http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/
9. http://letmeloveyou1.blogspot.com/
10. http://adriana-louis-kissyou.blogspot.com/
11. http://czasemslowanicnieznacza.blogspot.com/

Pytania do Was:
1. Jak macie naprawdę na imię?
2. Którego chłopaka z 1D lubicie najbardziej i dlaczego?
3. Co skłoniło Was do napisania bloga?
4. Macie inne zainteresowania oprócz pisania?
5. Jakaś ciekawostka o Was (w sensie coś niezwykłego co macie albo potraficie zrobić)?
6. Byłyście kiedyś za granicą?
7. Ulubiony zespół oprócz 1D?
8. Macie jakieś gadżety z 1D?
9. Jak i kiedy wpadłyście na pomysł z założeniem bloga?
10. Od kiedy jesteście Directioners?
11. Czy chciałybyście koncert 1D w Polsce?

Wiem, pytania są głupie, ale nie chciało mi się wymyślać. Jeśli jest ktoś nominowany po raz kolejny, to przepraszam z góry, bo ja byłam na pierwszym blogu nominowana chyba z 6 razy i wiem, że to z czasem może stać się wkurzające. Jeśli nie chcecie, nie odpowiadajcie x D
Co do rozdziału, to powinien pojawić się jutro albo w sobotę. Ale raczej jutro : )
Pozdrawiam i dzięki za życzenia świąteczne pod ostatnim rozdziałem. Wiem, że spóźnione, ale również życzę Wam wesołych świąt! No co, ma się to wyczucie czasu? x D

 

sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 5 "(...)gdy następnym razem będę chciała wyjść na jakąś imprezę, to mnie kopnij w dupę i walnij cegłą w łeb"

*perspektywa Kimberly*

Obudziłam się o jakiejś barbarzyńskiej porze, w dodatku z okropnym bólem głowy. Nie pamiętam, co wczoraj robiłam. Obstawiam, że musiałam dużo wypić, bo bez powodu łeb by mi nie napierdalał. Z trudem przekręciłam się na drugi bok. Nagle poczułam, że dotknęłam swoją stopą czyjejś nogi. W tej chwili przypomniały mi się wszystkie horrory, kiedykolwiek przeze mnie oglądnięte. Odwróciłam głowę w lewo i to, co zobaczyłam do reszty mnie przeraziło. Obok leżał chłopak o kręconych włosach, którego widziałam po raz pierwszy w życiu. Wrzasnęłam głośno i wykonałam ruch nie do opisania. Obróciłam się, lecz nie zwróciłam uwagi, iż leżę na samym kraju łóżka, więc z niego spadłam. Przy okazji pociągnęłam za sobą całą kołdrę . Poturlałam się pod samą ścianę i z hukiem się o nią walnęłam. Niestety, na moje nieszczęście wraz z kołdrą pociągnęłam owego kolesia, który wylądował na mnie.

*perspektywa Harry'ego*

Całą noc spałem jak zabity. Jednak nigdy bym się nie spodziewał, że obudzę się w okolicznościach, w jakich się znalazłem. Nie dość, że cholernie bolała mnie głowa, to jeszcze się w nią uderzyłem. Ciężko otworzyłem oczy i co zobaczyłem? Że leżę na dziewczynie, która wydawała mi się dziwnie znajoma. Zaraz, zaraz, chyba mi się coś przypomniało. Czyżbym się z nią wczoraj całował na imprezie? Dobra, to w tym momencie nie jest istotne. Kimberly, bo z tego co wiem tak ma na imię, patrzyła na mnie przerażona. Uświadomiłem sobie, iż zapewne duszę ją ciężarem mojego ciała. Zszedłem więc z niej, jednak okazało się to błędem. Bowiem okazało się, że nie mam na sobie kompletnie nic, nawet bokserek. Znając życie ona też była odziana jedynie w nagość. Znajdowała się w o tyle lepszej sytuacji ode mnie, ponieważ przykrywała kołdra. Kim wrzasnęła  i zakryła oczy dłońmi, by tylko na mnie, a raczej na mojego "przyjaciela" nie patrzeć. Ja zaś rzuciłem się w stronę łóżka i chwyciłem leżącą tam poduszkę i ukryłem się pod nią.
-Co ja tu robię?- zapytała.
-Nie pamiętasz? Przyszłaś tu wczoraj razem ze swoją przyjaciółką na imprezę.
-Ale co ja robię w TYM pokoju, bez ubrań i to jeszcze z TOBĄ?! Boże, co myśmy tu wczoraj albo dzisiaj robili?
Szczerze, to ja też się nad tym zastanawiałem. Nie, na pewno nie! Bo gdybyśmy uprawiali seks, to bym przecież pamiętał! Takich rzeczy się nie zapomina. Jednak zagadka rozwiązała się sama, gdyż w tej chwili do mojej sypialni wparowali Liam i Niall. Na ich widok Kimberly zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej niż wcześniej.
-Przestań wrzeszczeć!- darł się Furby, zatykając uszy.
-Myśleliśmy, że inaczej zareagujecie.- powiedział Daddy. I właśnie w tym momencie wszystko ułożyło mi się w logiczną całość.
-To wasza sprawka?
-Co dokładnie?- zapytał blondyn, jakby spadł z Księżyca.
-To wy nas tu oboje położyliście, w dodatku bez ciuchów!
-Przepraszam, tak się schlałem na tej imprezie, że mało co pamiętam.- odrzekł na to Li. Ale dla mnie był to wystarczający dowód. Mimowolnie się roześmiałem. Kimberly popatrzyła na mnie jak na kryminalistę.
-Ciebie to bawi?- zapytała oburzona.
-Sorry, nie mogłem się powstrzymać.
-AAAAAAAAA!!! Zboczeńcy! Ratunku! Pomocy!- krzyczała. Moi dwaj przyjaciele stanęli jak wryci.
-Gdzie są moje ubrania?! Oddajcie mi je! Natychmiast!- rozkazała.
Liam wyjął z szafy ciuchy i jej podał. Przy okazji oddał mi również moje.
-Wyjdźcie stąd! Chcę się ubrać!- po tych słowach Payne i Horan posłusznie wyszli z pokoju.
-A ty na co czekasz?- tym razem zwróciła się do mnie. Nie chciałem dyskutować, od razu spełniłem jej polecenie.

*perspektywa Kimberly*

Boże, powiedz mi, że to jest koszmar i że zaraz się z niego wybudzę! Nie, takie domysły nie pomogą. Wiem, iż to co się przed momentem stało, było prawdą! Ja spałam nago w jednym łóżku z chłopakiem, którego za cholerę nie mogę sobie przypomnieć! Nie no, po prostu świetny początek wakacji! Nawet nie chcę myśleć, co powiedzieliby na to moi rodzice. Zapewne byliby ze mnie bardzo zadowoleni.
Ciekawe, co dzieje się z Gabrielle? Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że również ją rozebrano i położono do łóżka z jakimś zboczeńcem. A może tylko ja mam takiego pecha? W sumie to sama jestem sobie winna, bo z tego co wiem to ja wyskoczyłam z pójściem na tą imprezę. A ci faceci po prostu wykorzystali okazję, że upiłam się jak świnia.
Nagle uświadomiłam sobie, iż już od ponad 5 minut siedzę przy ścianie, okryta tylko kołdrą i zamiast ubrać się i czym prędzej zniknąć z tego domu, to pogrążam się w jakichś bezsensownych myślach. Chwyciłam więc swoje ciuchy, założyłam je i wyszłam z tego przeklętego pokoju. Od razu za drzwiami zderzyłam się z Tym chłopakiem.
-Przepuść mnie.- rozkazałam chłodno, starając się na niego nie patrzeć. Jednak podniosłam wzrok do góry.
-Słuchaj, przepraszam.- powiedział i przeczesał palcami swoją czuprynę.- To nie miało tak wyjść.
-A jak miało wyjść?
-Liam i Niall często robią mi takie numery. Uwierz mi, że nic nie wiedziałem o tym, że tym razem też to zrobią. A już na pewno nie brałem w tym udziału.
-Dlaczego mi się tłumaczysz?
-Chciałem ci tylko wyjaś...
-Ale mnie nie obchodzą Twoje wyjaśnienia!- przerwałam.- Przepuść mnie, chcę iść do domu!
-Kimberly, przysięgam ci, że nie miałem z tym nic wspólnego!
Nie słuchałam go. Nie mogłam zrozumieć, czemu za wszelką cenę próbuje przekonać mnie do swoich racji. Zachowuje się jakby był moim chłopakiem i za coś przepraszał. Boże, a jeśli... Chryste Panie, co ja mu naobiecywałam podczas tej imprezy?! Wystarczy, że wypiję choćby 2 szklanki czegoś z procentami, a już zaczynam głupkować. Jednak jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, żebym kompletnie nic nie pamiętała. Być może to oznaka tego, iż powinnam przestać pić i chodzić na jakiekolwiek przyjęcia, dyskoteki i tym podobne, gdyż z tego wynikają same problemy, zwłaszcza w moim przypadku. Zbiegłam szybko po schodach na dół i zaczęłam wodzić wzrokiem dookoła w celu odnalezienia mojej przyjaciółki. Nie musiałam długo szukać, bo znajdowała się w salonie, swoją drogą nieźle zagraconym. Leżała na kanapie, a właściwie to na jakimś chłopaku, który trzymał rękę na jej brzuchu. Oboje spali w najlepsze, na szczęście w ubraniach. Podeszłam szybko w stronę owej sofy i zaczęłam mocno potrząsać za ramię Gabrielle.
-Wstawaj! No wstawaj!
Jednak ona ani myślała mnie posłuchać. Pomruczała coś pod nosem i przekręciła głowę na drugą stronę. Chyba mnie szlag trafi na miejscu!
-Znam lepszy sposób.- za sobą usłyszałam Jego głos. Odwróciłam się, by zobaczyć co takiego kombinuje. Mianowicie, poszedł do kuchni; zaraz wrócił z dwoma szklankami wody w ręku. Wylał to wszystko na naszą parę śpiochów, która momentalnie się obudziła. Nie, obudziła to za małe słowo. Raczej powinnam dodać: "Obudziła się z wielkim hukiem". Ponieważ gdy tylko ich twarze zetknęły się z przezroczystym płynem, wrzasnęli przeraźliwie i spadli z kanapy. Haha, skąd ja to znam? Chyba mam jakieś deja vu.
-Co ty wyprawiasz?!- krzyknęła Gabi, wstając z podłogi. Jej mokre oblicze- niezapomniany widok.
-To jego sprawka!- odparłam, wskazując na chłopaka w kręconych włosach. Dziwne, ale jakoś nie mogłam sobie przypomnieć jego imienia.
-Ej!- oburzył się.- Myślałem, że współpracujemy!
-My? Chyba ci się coś pomyliło. Zwłaszcza po TYM.- wywarłam nacisk na ostatnie słowo, a następnie pociągnęłam moją przyjaciółkę w stronę drzwi.- Gabi, wychodzimy!

*perspektywa Harry'ego*

Pognałem za Kimberly do drzwi, ale okazała się szybsza. Cholera jasna, chyba zaraz poucinam jaja moim "kochanym" kolegom. Akurat teraz musieli sobie przypomnieć o swojej dawnej zabawie pod nazwą "łóżkowa rozbieranka"! Nie wiem dlaczego, ale ta dziewczyna bardzo mnie obchodziła i to, że się na mnie obraziła, stało się dla mnie trochę przykre. Obiecałem sobie, iż ją przeproszę i nie dam jej spokoju, dopóki nie uzyskam przebaczenia. Chociaż tak naprawdę to Liam i Niall powinni nas oboje przeprosić, ale ja też mam do tego powody, bo przecież zamiast się na nich wydrzeć, to rechotałem jak głupi.
Z tymi przemyśleniami wróciłem do salonu, gdzie zastałem Louisa, który siedział na kanapie i podpierał głowę rękoma. Wyraźnie był smutny. Usiadłem więc obok niego i zapytałem wprost.
-Zakochałeś się w tej blondynce, prawda?
Pasiasty spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem, jakbym właśnie powiedział, że zjadłem jego cały zapas marchewek.
-Tobie chyba na łeb padło!- zdenerwował się.- Dobra rada na przyszłość: nie pij tyle, bo promile źle działają na twój mózg.
-Nie gadaj głupot, bo sam wczoraj piłeś.
-Ale nie opowiadam żadnych pierdół jak potłuczony.- odburknął.
-To nie są pierdoły, tylko fakty.
-Nawet jeśli, to tobie nic do tego.
-Lou, kochanie, nie wkurzaj się tak, bo złość piękności szkodzi.- rzekłem i pogłaskałem go po włosach. On się roześmiał.
-Oj Harry, ty to jesteś pojebany.
-Ty nie lepszy.- odpowiedziałem i przytuliłem się do niego jak do brata.

*perspektywa Gabrielle*

Kimberly chyba do reszty zwariowała. Wczorajsza, a może nawet dzisiejsza dawka alkoholu niezbyt dobrze na nią podziałała. Jestem ledwie żywa, a ona ciągnie mnie po schodach, jak jakiegoś zdechłego psa. Gdy znalazłyśmy się w salonie, od razu walnęłam się na kanapę i z uwagą zaczęłam obserwować poczynania mojej przyjaciółki, która rzuciła kluczami o ścianę, zaś potem kopnęła nogą w drzwi.
-Ty się dobrze czujesz?- zapytałam ją z troską.
-Nie!- odparła i usiadła albo raczej wyskoczyła na sofę, która o mało co nie wywróciła się do tyłu.
-Właśnie widzę. Opowiadaj, co się stało. Albo nie, sama zgadnę! Zakochałaś się w Harrym!
-Co?!- wrzasnęła i zrobiła wyłupiaste oczy.- W jakim Harrym?!
-W tym Harrym, z kręconymi włosami, z którym całowałaś się na imprezie. No nie mów, że nie pamiętasz!
-Gabrielle, co ty pierdolisz?!
-Przysięgam, że to prawda! Sama widziałam. Haha, mam rację! Zakochałaś się w nim.
-Rozkazuję ci, abyś natychmiast wypluła te słowa, jeśli choć odrobinę mnie lubisz.
-Ale to prawda!
Nie zdołałam jej do tego przekonać. Niemal siłą zaciągnęła mnie do kuchni i kazała pluć do umywalki. Niestety, musiałam to zrobić. Zaczęłam się nawet poważnie zastanawiać nad tym, czy nie powinnam jej zabrać do psychiatry.
-Nie chcesz wierzyć, to nie. Ja i tak wiem, co widziałam. Idź do niego i zapytaj, a przekonasz się kto miał rację.
-Nigdy w życiu nie przekroczę progu domu, w którym ONI mieszkają.- oświadczyła wyniosłym tonem, skrzyżowała ręce na piersi i uniosła dumnie głowę.
-Pragnę ci przypomnieć, że to był twój pomysł z pójściem tam na imprezę.
-Właśnie! Więc gdy następnym razem będę chciała wyjść na jakąś imprezę, to mnie kopnij w dupę i walnij cegłą w łeb.
-Dlaczego?- zdziwiłam się, chichocząc pod nosem.
-Bo mam teraz nauczkę na całe życie, żeby nie wpraszać się na przyjęcia do obcych osób, zwłaszcza do zboczeńców!- wykrzyczała jednym tchem i o mało się nie zapowietrzyła.
-Jakich zboczeńców?
-Wykorzystali okazję, że się upiłam, rozebrali mnie i położyli do łóżka z tym, jak mu tam... Harrym! A on jeszcze się z tego śmiał, potem przepraszał i próbował przekonać, ze on niby nic nie miał z tym wspólnego! Nienawidzę gościa!
Mimowolnie się roześmiałam. Kimberly zawsze musi się coś "ciekawego" przytrafić. Ostatnim razem koledzy z naszej klasy zamknęli ją w męskiej ubikacji i musiała siedzieć tam do końca lekcji, bo o niej zapomnieli. Jak ona się wtedy na nich darła! Nie dziwię się więc, że teraz też się wścieka i żałuje, że poszła na tą imprezę. Ale ja nie żałuję. Poznałam Louisa i wcale nie twierdzę, że jest on "zboczeńcem". Jest fajnym chłopakiem i szczerze mówiąc, chciałabym się z nim bliżej poznać. Coś mnie do niego ciągnie jakby był jakimś magnesem. W dodatku te jego piękne, niebieskie oczy, przyprawiające mnie o zawroty głowy. A gdy trzymał mnie za rękę, kiedy tańczyliśmy, moje ciało przechodził elektryzujący dreszcz. Boże, co ja plotę?! Czyżbym się w nim zakochała?

sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział 4 "Macie bardzo sympatyczną ścianę."

*perspektywa Gabrielle*

Kiedy tylko za moimi dziadkami zamknęły się drzwi, Kimberly wrzasnęła głośno coś niezrozumiałego i odstawiła jakiś taniec plemienia murzyńskiego. Następnie chwyciła mnie za ręce i obie zaczęłyśmy skakać dookoła.
-Czy ty się na pewno dobrze czujesz?- zapytałam, przyglądając się jej uważnie.
-Czuję się świetnie!- odparła i pociągnęła mnie w stronę wyjścia.
-Co ty wyprawiasz?
-Jak to, co? Idziemy zwiedzać miasto!
-Nawet nie rozpakowałyśmy jeszcze walizek!
-Na to przyjdzie czas później. Teraz chodź.- rozkazała, zakładając małą torebkę na ramię.
-Poczekaj, wezmę tylko aparat.

*kilka godzin później*
*perspektywa Kimberly*

-Boże, jak mnie bolą nogi!- westchnęłam głośno i walnęłam się na kanapę w salonie.
Ja i Gabi obeszłyśmy chyba cały Londyn. Byłyśmy na Tower Bridge, przy Big Benie, w kapsule na London Eye, po prostu wszędzie! Narobiłyśmy tyle zdjęć, ile normalni ludzie robią przez całe wakacje. A dla nas to przecież dopiero początek!
-Sama jesteś sobie winna.- odezwała się moja przyjaciółka i usiadła na fotelu, naprzeciwko mnie.- To był twój pomysł ze zwiedzaniem miasta.
-Ale przyznaj, że się opłaciło.
-Masz rację, Londyn jest wspaniały.- przyznała z zadowoleniem.
-Która godzina?- zapytałam, przecierając oczy. Strasznie chciało mi się spać i najchętniej położyłabym się na tej sofie.
-Dochodzi ósma.- odparła, spoglądając na zegarek w swoim telefonie.- Dobra, trzeba będzie się rozpakować.
-Niee, tylko nie to!
-Mówiłam, żeby zrobić to wcześniej, ale ty się uparłaś, żeby iść.
-Gabi, ty jesteś taka zaradna i pomocna. Bądź tak miła i mnie też rozpakuj.- zamrugałam przymilnie oczami.
-O nie, nie ma tak dobrze.- blondynka się nie zgodziła i pociągnęła mnie za sobą na górę.
-Jutro nie dam rady wstać z łóżka.- narzekałam i weszłam do swojego pokoju.
Z niechęcią spojrzałam na stojącą przy ścianie walizkę. Chcąc nie chcąc, musiałam ją opróżnić; położyłam bagaż na podłodze, odsunęłam zamek i wyciągnęłam z niego kilka rzeczy, które włożyłam do szafy. Szło mi to całkiem sprawnie, dopóki nie usłyszałam skądś muzyki. Rozejrzałam się dookoła i w pewnym momencie mój wzrok zatrzymał się na widoku za szybą. Naprzeciwko siebie zobaczyłam wielki dom, a dokładniej jedno z pomieszczeń. Było ono niezwykle oświetlone i kręciło się tam mnóstwo ludzi.
-Impreza!- klasnęłam w dłonie i pognałam czym prędzej do sypialni przyjaciółki.
-Co się stało?- wystraszyła się,ponieważ wpadłam tam z hukiem, jakby właśnie wybuchł pożar.
-Idziemy!- krzyknęłam i pociągnęłam ją za rękę w stronę wyjścia.
-Ale gdzie? Co ty wyprawiasz?
-Musimy jakoś uczcić nasz przyjazd tutaj. W domu obok jest jest impreza.
-I co? Że niby ja i ty na nią pójdziemy?
-Dokładnie!- ucieszyłam się.
-Chyba zwariowałaś!
-Dlaczego? Niby co w tym złego?
-Po pierwsze: dopiero co podobno bolały cię nogi...
-To było 5 minut temu.- przerwałam jej.
-Po drugie: jestem naprawdę zmęczona po dzisiejszej kilkugodzinnej eskapadzie i jedyne o czym marzę to kąpiel i ciepłe łóżko. A po trzecie: jeśli myślisz, że cię tam wpuszczą to na serio jesteś nieźle stuknięta.
-No weź, nie bądź taki drewniak. Błagam, chodź ze mną, będzie super!
Ku mojemu zdziwieniu, zgodziła się! Szybko się przebrałyśmy, uczesałyśmy i praktycznie byłyśmy gotowe. W końcu stanęłyśmy przed drzwiami Tego domu...

*perspektywa Gabrielle*

Boże, powiedz mi, co nie opętało?! Dlaczego ja się na to zgodziłam? Nawet jeszcze nie weszłyśmy do środka, a ja już mam ochotę wrócić z powrotem.
-"Nie rób tego!"- wrzasnęłam w myślach, gdy Kimberly nacisnęła dzwonek.
Za późno; po chwili obie usłyszałyśmy zgrzyt zamka i drzwi się otworzyły. Stanął w nich chłopak o brązowych włosach, postawionych do góry i niebieskich oczach, w których bezgranicznie się zatopiłam. Był ubrany w biały T-Shirt w niebieskie, poziome paski i żółte rurki. Chciałam przestać się na niego gapić, ale nie mogłam. Jakaś siła mi nie pozwalała.
-Cześć.- przywitał się. Na dźwięk jego głosu o mały włos nie upadłam z wrażenia. I ten zniewalający uśmiech! Co się ze mną do jasnej cholery dzieje?!
-O co chodzi?- zapytał.
-Siema! Ja jestem Kim, a to moja przyjaciółka Gabi.- przedstawiła nas.- Jesteśmy nowymi sąsiadkami. Zdaje się, że się tu u was jakaś impreza szykuje.
-Owszem, wchodźcie.- powiedział i cofnął się, aby umożliwić nam wejście.
Kimberly nie czekała ani chwili. Wparowała tam i zostawiła mnie sam na sam z tym przystojniakiem.
-A ty nie wchodzisz?
-Wcho... Wchodzę...- wydukałam.
Zaczęłam wodzić wzrokiem za szatynką. Stała przy stoliku z alkoholem i rozmawiała z chłopakiem, który miał burzę loków na głowie.
-Rozgość się.- powiedział do mnie pasiasty.
-Skąd wiedziałeś, że przyszłyśmy na imprezę?- zapytałam ciekawie.
-Kobieca intuicja.- mrugnął znacząco.- A przy okazji, jestem Louis.
-Gabrielle- odparłam.- Przepraszam za Kimberly. Ona jest nierozgarnięta.
-Spoko, nic się nie stało.
-Lepiej pójdę i sprawdzę, co się z nią dzieje.- rzekłam i ruszyłam w stronę przyjaciółki.
Stwierdziłam, iż bawi się świetnie. Śmiała się w najlepsze i rozmawiała z czterema chłopakami, którzy wydawali mi się dziwnie znajomi. Miałam wrażenie, jakbym ich już gdzieś widziała lub spotkała. Jednak w żaden sposób nie mogłam sobie przypomnieć.
-Gabi, poznaj moich nowych kolegów: Niall- wskazała na blondyna.- Zayn- wskazała na czarnowłosego.- Liam- wskazała na szatyna.- i Harry- wskazała na kręconego.
-Cześć!- krzyknęli chórem.
-Hej!- odpowiedziałam, a następnie pociągnęłam Kim za ramię w bok.
-Co ty wyprawiasz?- zapytałam z pretensją. Miałam powody do złości, bo znalazłyśmy się tu zaledwie 5 minut temu, a ona już jest pijana! No, ale czego innego mogłam się po niej spodziewać?!
-O co ci chodzi?- zdziwiła się.
-O co mi chodzi? O to, że jesteś pijana!
-Oj tam, oj tam.- machnęła ręką i pociągnęła pozostałą w jej butelce resztkę piwa.- Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam się dzisiaj dobrze bawić i schlać jak świnia. Na razie!- skinęła dłonią w celu pożegnania i chwiejnym krokiem pobiegła w stronę tańczącego tłumu.
Westchnęłam ciężko i oparłam się o ścianę. Skupiłam się na obserwowaniu biesiadników. Kimberly śmiało można było określić jako królową imprezy. Kilkanaście osób stworzyło wielkie koło, a ona stała w samym jego środku, położyła ręce na biodrach i kręciła się w kółko. Po chwili dołączył do niej Harry. Ledwie trzymali się na nogach, ale nie przestawali tańczyć. Nagle przed moimi oczami pojawił się Louis i od razu ogarnęło mnie takie miłe uczucie, jakby fala ciepła zalała moje serce. Zastanawiam się, dlaczego na jego widok miękną mi kolana. Czyżby to znaczyło, że ja... Nie, to niemożliwe! Nawet nic z procentami nie wypiłam, a już jakieś głupoty przychodzą mi do głowy!
-Jak się bawisz?- zapytał i uśmiechnął się od ucha do ucha.
-Świetnie.- odrzekłam.- Macie bardzo sympatyczną ścianę.
-Wiem, też ją lubię.- i również się o nią oparł. Moje ciało przeszedł dreszcz, bo jego ramię dotykało mojego ramienia. W końcu się opamiętałam i spuściłam głowę w dół, a twarz oblał mi rumieniec.
-Może ze mną zatańczysz?- zaproponował.
-M... może lepiej nnie...- wyjąkałam, lecz zaraz dodałam.- A właściwie... czemu nie?- i pewnie podałam mu rękę, a następnie ruszyliśmy na parkiet.

*kilka godzin później*
*nadal perspektywa Gabrielle*

Dobra, przyznaję się do błędu. Pouczałam Kimberly, żeby nie piła, a sama jestem rąbnięta jak mało kto. Dochodzi już 3 w nocy. Większość towarzystwa się rozeszła; zostałam tylko ja, Kim i chłopaki. Muszę przyznać, że to bardzo fajni kolesie. Zwłaszcza Louis, z którym przetańczyłam chyba wszystkie tańce. Zauważyłam, że Harry'emu spodobała się moja przyjaciółka. Właśnie teraz Zayn, stojący za konsoletą, puścił wolną piosenkę. Spojrzałam na Lou, który znowu wyciągnął mnie na parkiet. Co prawda, byłam już bardzo zmęczona, ale nie potrafiłam mu odmówić.

*perspektywa Kimberly* 

-Zatańczysz?- zapytał mnie po raz kolejny już dzisiaj Harry.
-Jasne, chodź.- zgodziłam się.
Akurat leciał jakiś kawałek Ed'a Sherann'a . Niestety nie zdołałam sobie przypomnieć tytułu. Ba, jestem tak pijana, że nawet swojego imienia nie pamiętam. Cholernie boli mnie głowa i chyba się jutro nie podniosę z łóżka. Stanęliśmy z Loczkiem na środku parkietu. On objął mnie w talii, a ja zarzuciłam mu ręce za szyję i zaczęliśmy bujać się w rytm piosenki.
-Od jak dawna mieszkacie w Londynie?- odezwał się.
-Dzisiaj, a właściwie wczoraj się przeprowadziłyśmy. Dziadkowie mojej przyjaciółki wyjechali w podróż i my mamy się zająć ich domem do ich powrotu. Zostajemy tu całe wakacje.
-To fajnie!- ucieszył się.- Musimy jeszcze kiedyś powtórzyć tą imprezę.
-Jestem za.- odparłam,
Nastała chwila ciszy. Zaczęłam obserwować, co się dzieje dookoła. Liam i Niall rzucali się żelkami, Gabi i Louis tańczyli wtuleni w siebie i nie zwracali na nic uwagi, a Zayn stał przy konsolecie i gapił się na mnie. Posłałam mu promienny uśmiech, a on spuścił głowę i zajął się tym, co robił wcześniej.
-Jesteś śliczna- wyszeptał mi do ucha Harry. Popatrzyłam na niego; on przybliżył swoją twarz do mojej i odgarnął mi włosy z czoła. Musnął lekko moje usta. Nie wiem, co mnie opętało, ale odwzajemniłam ten gest. Po chwili nasz pocałunek stał się bardziej zachłanny i namiętny. Nie wiem dlaczego, ale nie chciałam tego przerywać. Pierwszy raz w życiu czułam coś takiego. W brzuchu latało mi stado motyli, a moje serce zalała fala ciepła. Wplotłam dłonie w jego w jego kręcone loki, a on przycisnął mnie bardziej do siebie. W końcu oderwaliśmy się od siebie i próbowaliśmy złapać powietrze.
-Przepraszam.- powiedział.- Nie mogłem się powstrzymać.
-Nic się nie stało.- odparłam i się uśmiechnęłam.- Było super.

*perspektywa Zayna*

Nie, nie mogę na to patrzeć! Kolejna panienka przewija się przez jego ręce. On i Kimberly poznali się zaledwie kilka godzin temu, a już się całują! I to na oczach wszystkich! To jest po prostu nie do pomyślenia! Nie mogę zrozumieć dlaczego każda dziewczyna leci właśnie na Harry'ego? W czym ja jestem od niego gorszy? Może nie mam tych pieprzonych kręconych włosów, które z chęcią bym mu teraz wyprostował, i dołeczków w policzkach, ale sądząc po opiniach fanek też jestem całkiem przystojny. A ta Kim bardzo mi się spodobała. Jasna cholera, że też nie mam takiego piekielnego szczęścia jak Styles! Gdybym tylko nie stał przy tej konsolecie, to zaraz zająłbym się nią jak trzeba. Nie, lepiej nie będę tam podchodził, bo w porywach złości jeszcze zrobię coś mojemu przyjacielowi. Jedyne czego teraz potrzebuję to świeże powietrze i papierosy- moi nieodłączni towarzysze. Ruszyłem w stronę Liama i Nialla, którzy postanowili spożytkować jakoś resztki pozostałego jedzenia i obrzucali się nim.
-Słuchajcie, ja idę sobie zapalić.- oświadczyłem.- Zajmijcie się muzyką. I przestańcie się rzucać tym żarciem!
Następnie poszedłem na taras. Usiadłem na schodach i zapaliłem fajkę. Zaciągnąłem się dymem i od razu poczułem się lepiej. Chociaż nadal byłem wściekły. Czy to możliwe, żebym się zakochał w Kimberly? Nie, to nierealne! To chwilowe zauroczenie; przecież jestem pijany, a w takim stanie wszystko może się wydarzyć. Szkoda tylko, że Harry ją wykorzysta, a potem porzuci. On postępuje tak z każdą. Dla niego dziewczyny to tylko zabawki, które odrzuca się w najciemniejszy kąt, gdy stają się nudne i niepotrzebne. Może ja powinienem ostrzec Kim przed nim? Nie, lepiej nie będę się do tego wtrącał. Zgasiłem peta i skierowałem się z powrotem do środka. Rozejrzałem się po salonie, który przypominał raczej burdel. Louis i jego nowa koleżanka spali w najlepsze na kanapie, Niall zaś wybrał sobie jakże wygodne miejsce pod stołem. Popatrzyłem na niego i mimowolnie zachichotałem, gdyż wyglądał bardzo komicznie z żelkami i kawałkami popcornu we włosach.
-Furby...- potrząsnąłem go za ramię.- Chodź na górę. No chodź...
Horan coś pomruczał pod nosem i przekręcił się na drugi bok. Nie to nie! Jak chce mieć rano oprócz kaca zakwasy, to proszę bardzo! Zrezygnowany ruszyłem w stronę schodów z zamiarem pójścia do swojego pokoju. Niestety, okazało się to nader trudne, gdyż Liam rozłożył się na stopniach. Jednak jakoś udało mi się go wyminąć i doczłapać do mojej sypialni. Tam walnąłem się na łóżka i już po chwili zasnąłem.




sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział 3 "Bóg chyba nie jest aż tak okrutny, żeby niszczył mi moją radość jakąś katastrofą lotniczą?"

*tydzień później*
*perspektywa Kimberly*

W końcu nadszedł ten długo oczekiwany przeze mnie i Gabrielle dzień, czyli wyjazd do Anglii. Walizki spakowałyśmy już wczoraj, a w nocy w ogóle nie mogłyśmy zasnąć, a przynajmniej ja.
-Na pewno spakowałaś wszystkie potrzebne rzeczy?- zapytała moja mama już chyba po raz tysięczny.
-Tak.- zapewniłam i kontynuowałam jedzenie śniadania.
-A tabletki? Zabrałaś tabletki?
-Przecież sama mi je włożyłaś do torby!
-Naprawdę? Sprawdź lepiej. Przezorny zawsze ubezpieczony.
-MAM TABLETKI! Popatrz!- i wcisnęłam jej moją torbę podręczną do ręki.
-No dobrze.- mruknęła.- Weź sobie jeszcze kanapki i termos z herbatą, żebyś miała co jeść w samolocie.
-Oj mamo, nie przesadzaj. To raptem 2 godziny lotu, a ty mi dajesz tyle tego wszystkiego jak na jakiś obóz harcerski.
-Musisz się porządnie odżywiać.- powiedziała stanowczo i bez słowa włożyła mi żarcie do torby, a następnie usiadła na krześle i głośno westchnęła.- Chyba całkiem zwariowałam.
-Dlaczego?- zapytałam zdziwiona.
-Bo puszczam moją kochaną córeczkę na całe wakacje za granicę i to w dodatku samą, bez opieki. Żałuję, że się zgodziłam.
-O nie!- krzyknęłam, zrywając się z siedzenia.- Teraz już nie możesz się wycofać.
-Wiem.- przyznała.- Ale boję się, że sobie nie poradzicie i ty, i Gabrielle. Co z tego, że jesteście już dorosłe? Właśnie dorośli popełniają gorsze błędy niż dzieci.
-Nie martw się.- pocieszyłam ją i objęłam ją za szyję.- To tylko prawie 3 miesiące. Będziemy do siebie dzwonić.
-Kocham cię, dziecko.- rzekła z czułością moja rodzicielka i mocno mnie przytuliła
Wiedziałam, że będę za nią cholernie tęsknić. Bo pomimo tego, iż ciągle zwraca mi na coś uwagę, jest nadopiekuńcza, przewrażliwiona i nadal uważa mnie za dziecko, to i tak kocham ją najbardziej na świecie, jak nikogo innego; no, może za wyjątkiem Gabi i ojca. Kiedy odkleiłam się już od matki, pobiegłam w stronę schodów.
-TATO! Pospiesz się, bo się spóźnimy na samolot!
-Kochanie, mamy jeszcze mnóstwo czasy, zdążymy.- odparł spokojnie, schodząc na dół i przy okazji zapinając guziki u rękawów od koszuli.- No co?- zapytał zdziwiony, gdy zobaczył, że na niego patrzę ze zniecierpliwioną miną na ustach. Po chwili palnął się z otwartej ręki w czoło.- No tak, walizki!

*tymczasem w domu Gabrielle*
*perspektywa Gabrielle*

-Mamo, dosyć tego! Już wystarczy!- protestowałam stanowczo, gdy spostrzegłam, że kobieta pakuje mi do torby coraz więcej jedzenia.
-Jeszcze tylko to.- powiedziała i poszła do kuchni. Zaraz wróciła ze słoikiem w ręku.
-Zwariowałaś? Po co mi ogórki?- zdziwiłam się.
-Jak to po co? Do jedzenia oczywiście!- odrzekła, jakby to było normalną rzeczą, że ktoś lecący samolotem zabiera ze sobą słoik ogórków.
-Mamo, błagam cię!- krzyknęłam żałośnie.- To, że ty jesteś w ciąży i ciągle się obżerasz nie znaczy, że ja muszę brać ze sobą lodówkę!
-Czyli nie chcesz?
-NIE!
-O, to lepiej dla mnie!- ucieszyła się, odkręciła pokrywkę i odgryzła kawałek zielonego warzywka.- Mmm... To jest miód dla mojej wątroby.
-Z tym, że miód jest słodki, a ogórek kwaśny.- zauważyłam, a następnie wybuchnęłam śmiechem. Moja matka pochłaniała zawartość słoika jak odkurzacz; wyglądała przy tym bardzo zabawnie.
Nagle poczułam wibracje telefonu, który znajdował się w mojej kieszeni. Poszłam na taras i odebrałam.
-Słucham?
-Cześć Gabi!- po drugiej stronie usłyszałam głos mojej przyjaciółki.- I jak tam?
-Poza tym, że moja mama właśnie próbowała wpakować mi do torby słoik ogórków, to jest całkiem spoko.
-Hahahaha! Żartujesz? Myślałam, że tylko moja mama jest przewrażliwiona na punkcie jedzenia. No, ale twoja jest w ciąży, więc chyba możemy jej wybaczyć. To co, mogę się przygotować na konsumpcję ogórasków?
-Za późno. Już je zjadła.
-Ooo, szkoda.- rozczarowała się.- To co, o której będziesz na lotnisku?
-Za jakieś 15 minut.
-Okej, to na razie!

*kilkanaście minut później*
*perspektywa Kimberly*

Lotnisko- co za wspaniałe miejsce! Tłumy ludzi, każdy się gdzieś spieszy... Dotychczas widziałam to wszystko tylko na filmach. A teraz co? Ja, Kimberly Jones też tutaj jestem! I w dodatku za kilka godzin znajdę się w Anglii. Jeszcze tydzień temu nie przypuszczałam, że spotka mnie coś tak niezwykłego. Lecz to nie mara, to naprawdę się dzieje! Kątem oka spojrzałam na moją przyjaciółkę i zauważyłam, iż jest tak samo podekscytowana jak ja. Mocno ścisnęłyśmy się za ręce i razem podeszłyśmy do odprawy. Wszystkie formalności przebiegły bez problemu. Pozostało nam tylko pożegnać z najbliższymi, co obie uważałyśmy za zdecydowanie najtrudniejsze zadanie.
-Pamiętaj o zażywaniu tabletek w odpowiednim czasie.- przestrzegła mama, głaskając mnie po policzku.- I dbaj o siebie.
-Nie martw się, poradzę sobie.- odparłam i uścisnęłam ją najmocniej jak potrafiłam.- Tylko nie płacz.- pogroziłam jej palcem. Następnie podeszłam do taty, który uniósł mnie do góry i okręcił parę razy w powietrzu.
-Baw się dobrze. Tylko nie imprezuj za często, bo wiesz czym się to kończy. Dzwoń co jakiś czas, żebyśmy z matką wiedzieli, co się u was dzieje.
-Zadzwonię jak tylko dolecimy na miejsce.- obiecałam.
-Pasażerowie lecący do Londynu są proszeni o wsiadanie do samolotu.- odezwał się głos z głośnika.
-Muszę już iść.- oświadczyłam, jeszcze raz pożegnałam się z mamą i tatą i wspólnie z Gabrielle poszłyśmy korytarzem do wyjścia. Zanim zniknęłam w drzwiach, obejrzałam się ostatni raz w stronę rodziców. Zobaczyłam łzy, spływające po policzku Amelii i Stevena, który obejmował ją ramieniem. (od autorki: Amelia i Steven to imiona rodziców Kim, jakby co ; )) Już teraz poczułam, że bardzo za nimi tęsknię.
Kilka minut później znajdowałyśmy się już w samolocie, na swoich siedzeniach. Stewardessa pokazywała wszystkim pasażerom jak mają się zachowywać w razie katastrofy. Ale mnie to niezbyt interesowało. Bóg chyba nie jest aż tak okrutny, żeby niszczył mi moją radość jakąś katastrofą lotniczą? Więc zamiast słuchać tego jakże ciekawego wykładu, pogrążyłam się w obserwowaniu widoków przez okno. Muszę się nimi napawać, bo prawie przypłaciłam życiem walkę o fotel przy szybie.
-Dlaczego nie słuchasz?- zapytała mnie Gabi.
-Po co mam słuchać? Przecież nie będzie żadnej katastrofy!
-Tak, ciekawe skąd to wiesz? Jesteś jakąś wyrocznią, czy co?
-Kobieca intuicja.- wyjaśniłam ze śmiechem.- Ona nigdy mnie nie zawodzi.
-Żebyś się nie zdziwiła. Chciałabym tylko zobaczyć, jak będziesz rozkładać kamizelkę ratunkową.
-Ty mi ją rozłożysz.- powiedziałam, celując w nią palcem wskazującym.- W końcu słuchałaś tego wykładu.
-Tak, na pewno. Jak ja tobie rozłożę, to kto mi w tym czasie założy? Przecież może być już za późno!
-A tam, przynajmniej jedna z nas przeżyje.- machnęłam ręką.
-Jaka ty jesteś bezczelna!- krzyknęła i dała mi kuksańca w bok, a następnie obie się roześmiałyśmy.

*perspektywa Gabrielle*

Piękne widoki; ptaki ulatujące w dalekie przestworza, coraz to bardziej kłębiaste chmury i wspaniałe, błękitne niebo. Szkoda, że to wszystko musiało się tak szybko skończyć. Może dla innych ta podróż wydawała się zbyt długa i nudna, lecz dla mnie i Kim była fantastyczna. Na szczęście przepowiednia mojej przyjaciółki się spełniła i nie zaistniała żadna, więc nie musiałam się męczyć z zakładaniem sobie i jej kamizelki ratunkowej. Nareszcie samolot wylądował i poproszono nas o wysiadanie. Gdy tylko postawiłam stopę na londyńskim lotnisku, moją twarz smagnął lekki, przyjemny i ciepły podmuch wiatru.
-Gabi, to nie jest sen!- usłyszałam podekscytowany głos Kimberly.- My tutaj naprawdę jesteśmy! AAAAAAAA!!!
Dziewczyna chwyciła mnie za ręce i obie zaczęłyśmy skakać dookoła, wrzeszcząc przy tym na całe gardło, a ludzie przechodzący obok patrzyli na nas jak na opętane. W końcu się uspokoiłyśmy i odebrałyśmy nasze bagaże.
-Musimy jakoś się dostać do domu twoich dziadków.- powiedziała Kim.
Na nasze szczęście niedaleko znajdował się postój taksówek.
-Proszę nas zawieść na SunStreet 54 (od autorki: taka ulica w Londynie zapewne nie istnieje).- poleciłam kierowcy. Po chwili już znaleźliśmy się na drodze.
-Pamiętaj, że masz mówić od teraz po angielsku.- przestrzegłam przyjaciółkę.- Moi dziadkowie nie znają polskiego.
-No wiesz, mało kto w Londynie umie gadać po polsku.
-Ale ty jesteś roztrzepana i zapomnisz!
-O, proszę!- krzyknęła i zachichotała.- Czego się dowiedziałam od najlepszej kumpeli. Proszę się zatrzymać!- zwróciła się do kierowcy, który oczywiście nic nie zrozumiał i spokojnie jechał dalej. Ja zaś palnęłam się z otwartej ręki w czoło.
-Mówiłam, że tak będzie. Boże, z kim ja się zadaję?
-Aha, znowu pomyliłam języki. Dobra. Excuse me... (od autorki: z j.angielskiego: przepraszam)- zaczęła, ale zamknęłam jej usta dłonią.
-Cholera jasna, czy ty chociaż raz nie możesz zachowywać się jak normalny człowiek?
-Mogę.- odpowiedziała, skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i ku mojemu zdumieniu do końca trasy siedziała już spokojnie.

*perspektywa Kimberly*

Kilkanaście minut później dotarliśmy na miejsce. Szczerze, to bardzo się z tego powodu ucieszyłam, bo zaczynało mi się nudzić w tym samochodzie. Najchętniej nadal bym się wygłupiała, gdyż uwielbiałam przy okazji denerwować tym Gabrielle, lecz nie chciałam, by się na mnie obraziła. Tylko kłótni nam brakowało.
-Pamiętaj jak masz się zachowywać.- przestrzegła mnie, gdy już stanęłyśmy przed drzwiami.
-Spokojnie, o wszystkim pamiętam.- zapewniłam. Gabi spojrzała na mnie, jakby zamiarowała powiedzieć: "Mam nadzieję".
Blondynka nacisnęła dzwonek i czekałyśmy. Nie minęła minuta, a usłyszałyśmy zgrzyt zamka i przed nami pojawiła się kobieta lat około 70, z twarzą pooraną zmarszczkami. Na głowie miała włosy, przyprószone siwizną, związane w idealnego koka. Na nasz widok uśmiechnęła się radośnie i porwała Gabrielle w ramiona.
-Witaj, wnusiu.- powiedziała i wyściskała serdecznie dziewczynę.
-Dzień dobry, babciu.- odparła, a następnie przedstawiła mnie.- Poznaj moją przyjaciółkę, Kimberly Jones.
-Dzień dobry, pani.- przywitałam się i wyciągnęłam rękę w stronę staruszki.
-Cześć. Chodźcie do środka, zapraszam.
Zabrałyśmy bagaże i wypełniłyśmy jej polecenie. Dom był niewielki i gustownie urządzony. Na ścianach porozwieszano przeróżne obrazy i kwiaty. Przez cało korytarz rozciągał się czerwony dywan. Babcia Gabi zaprowadziła nas do kuchni, gdzie przy stole siedział starszy pan, z łysą głową, czytający gazetę.
-Hej dziadku!- krzyknęła moja przyjaciółka, na co mężczyzna poderwał się na krześle.
-Mój Boże, jak ty wyrosłaś! W życiu bym cię nie poznał! A to pewnie Kimberly, twoja koleżanka, o której nam tyle opowiadałaś? Miło cię poznać.
-Mi pana również.- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie.
-Ale siadajcie, nie stójcie tak. Postawcie walizki przy .- zarządził.- Stephanie, na co czekasz? Podaj obiad, pewnie zgłodniały biedulki podczas podróży.
-Nie. Niech pan mi uwierzy, że moja mama zaopatrzyła mnie w dość obfity prowiant, więc już nic w siebie nie zmieszczę.- rzekłam.
-Ale kurczaka mojej żony chyba nie odmówicie? Naprawdę polecam.
-Skoro tak, to chyba się skusimy.
-Opowiadajcie jak tam podróż.- zachęcił nas staruszek.- Chcę wiedzieć na co się porywam.
Ja i Gabrielle pokrótce streściłyśmy dziadkowi nasze wrażenie z lotu samolotem i uspokoiłyśmy, że nie ma się absolutnie czego bać. Potem zjadłyśmy bardzo smakowity obiad. I nareszcie przyszedł czas na pożegnanie.
-Na nas już powoli przychodzi pora.- przemówiła babcia.- Taksówką będzie tutaj za 10 minut. Dziewczynki, pokażę wam wasze pokoje.
Poszłyśmy za nią na górę. Obie sypialnie znajdowały się obok siebie. Moja wyglądała po prostu idealnie; na samym środku stał mały stolik do kawy, przy ścianie łóżko, a nad nim półka. Obok okna była toaletka z wielkim lustrem i szufladką na kosmetyki. Ściany zostały pomalowane na biało i idealnie pasowały do czarnych mebli.
-I jak, podoba ci się?- zapytała mnie kobieta. Odpowiedziałam jej uśmiechem.
-Bardzo. Jest naprawdę super!
-Stephanie!- obie usłyszałyśmy głos pana Erica.- Pospiesz się, taksówka czeka.
Ja, Gabrielle i pani Clark zeszłyśmy na dół. Czekał tam już dziadek walizkami.
-No, nareszcie!- krzyknął.- Już myślałem, że się nie doczekam.
-Pamiętajcie o podlewawaniu kwiatków. I mam nadzieję, że gdy wrócimy do domu, to zastaniemy go w całości.
-Obiecujemy, że nie puścimy go z dymem.- zapewniła moja przyjaciółka.- Uważajcie na siebie i bawcie się dobrze. Papa!
______________________________________________

Pewnie jesteście zawiedzione,  że jeszcze nie ma chłopaków, co? Ale nie martwcie się, bo pojawią się w 4 rozdziale, w którym dużo się wydarzy ; )) Dzięki za wszystkie komentarze, jesteście wspaniałe! Jeszcze raz MASSIVE THANK YOU!
Boże, właśnie się dowiedziałam, że Taylor Swift i Harry są razem... Poczułam się jakoś dziwnie, taka pustka w sercu, jakbym straciła najważniejszą osobę w moim życiu. Wiem, bierzecie mnie za głupca, ale Harry jest dla mnie bardzo ważny, ludzie ja go KOCHAM! I wcale nie jestem pewna, czy dobrze trafił. Lubię Taylor; jest fajna, ładna, pięknie śpiewa i ma świetne piosenki, ale jej stosunek do chłopaków jest godny potępienia. Na palcach nikt nie zliczy ilu miała facetów. W dodatku skarży się na swoich byłych w piosenkach! Kto wie, czy już jutro się nie dowiemy, że rozstała się z Harrym, a za chwilę napisze o tym piosenkę! Pomyślcie co by to było: Taylor Swift skarży się na Harry'ego w piosence! Dla mnie to jest trochę nienormalne. A Wy, CO SĄDZICIE?
Mam do Was jeszcze jedną prośbę: Wszystkie osoby, które kiedykolwiek odwiedziły tego bloga i mają swoje blogi są proszone o wpisanie się do zakładki: "Wasze blogi". Jest to dla mnie bardzo ważne, bo nie mogę zapamiętać Waszych adresów, a bardzo chciałabym odwiedzić Wasze blogi i je poczytać. Dlatego jeśli się raz wpiszecie (czyli pozostawicie adres bloga) to wtedy będzie mi łatwiej ; ) Z góry dziękuję za zrozumienie ; )
Nie wiem, kiedy dodam następny rozdział. Być może w tygodniu jeśli znajdę czas. Na razie kochane! ; *