Obserwatorzy

sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział 3 "Bóg chyba nie jest aż tak okrutny, żeby niszczył mi moją radość jakąś katastrofą lotniczą?"

*tydzień później*
*perspektywa Kimberly*

W końcu nadszedł ten długo oczekiwany przeze mnie i Gabrielle dzień, czyli wyjazd do Anglii. Walizki spakowałyśmy już wczoraj, a w nocy w ogóle nie mogłyśmy zasnąć, a przynajmniej ja.
-Na pewno spakowałaś wszystkie potrzebne rzeczy?- zapytała moja mama już chyba po raz tysięczny.
-Tak.- zapewniłam i kontynuowałam jedzenie śniadania.
-A tabletki? Zabrałaś tabletki?
-Przecież sama mi je włożyłaś do torby!
-Naprawdę? Sprawdź lepiej. Przezorny zawsze ubezpieczony.
-MAM TABLETKI! Popatrz!- i wcisnęłam jej moją torbę podręczną do ręki.
-No dobrze.- mruknęła.- Weź sobie jeszcze kanapki i termos z herbatą, żebyś miała co jeść w samolocie.
-Oj mamo, nie przesadzaj. To raptem 2 godziny lotu, a ty mi dajesz tyle tego wszystkiego jak na jakiś obóz harcerski.
-Musisz się porządnie odżywiać.- powiedziała stanowczo i bez słowa włożyła mi żarcie do torby, a następnie usiadła na krześle i głośno westchnęła.- Chyba całkiem zwariowałam.
-Dlaczego?- zapytałam zdziwiona.
-Bo puszczam moją kochaną córeczkę na całe wakacje za granicę i to w dodatku samą, bez opieki. Żałuję, że się zgodziłam.
-O nie!- krzyknęłam, zrywając się z siedzenia.- Teraz już nie możesz się wycofać.
-Wiem.- przyznała.- Ale boję się, że sobie nie poradzicie i ty, i Gabrielle. Co z tego, że jesteście już dorosłe? Właśnie dorośli popełniają gorsze błędy niż dzieci.
-Nie martw się.- pocieszyłam ją i objęłam ją za szyję.- To tylko prawie 3 miesiące. Będziemy do siebie dzwonić.
-Kocham cię, dziecko.- rzekła z czułością moja rodzicielka i mocno mnie przytuliła
Wiedziałam, że będę za nią cholernie tęsknić. Bo pomimo tego, iż ciągle zwraca mi na coś uwagę, jest nadopiekuńcza, przewrażliwiona i nadal uważa mnie za dziecko, to i tak kocham ją najbardziej na świecie, jak nikogo innego; no, może za wyjątkiem Gabi i ojca. Kiedy odkleiłam się już od matki, pobiegłam w stronę schodów.
-TATO! Pospiesz się, bo się spóźnimy na samolot!
-Kochanie, mamy jeszcze mnóstwo czasy, zdążymy.- odparł spokojnie, schodząc na dół i przy okazji zapinając guziki u rękawów od koszuli.- No co?- zapytał zdziwiony, gdy zobaczył, że na niego patrzę ze zniecierpliwioną miną na ustach. Po chwili palnął się z otwartej ręki w czoło.- No tak, walizki!

*tymczasem w domu Gabrielle*
*perspektywa Gabrielle*

-Mamo, dosyć tego! Już wystarczy!- protestowałam stanowczo, gdy spostrzegłam, że kobieta pakuje mi do torby coraz więcej jedzenia.
-Jeszcze tylko to.- powiedziała i poszła do kuchni. Zaraz wróciła ze słoikiem w ręku.
-Zwariowałaś? Po co mi ogórki?- zdziwiłam się.
-Jak to po co? Do jedzenia oczywiście!- odrzekła, jakby to było normalną rzeczą, że ktoś lecący samolotem zabiera ze sobą słoik ogórków.
-Mamo, błagam cię!- krzyknęłam żałośnie.- To, że ty jesteś w ciąży i ciągle się obżerasz nie znaczy, że ja muszę brać ze sobą lodówkę!
-Czyli nie chcesz?
-NIE!
-O, to lepiej dla mnie!- ucieszyła się, odkręciła pokrywkę i odgryzła kawałek zielonego warzywka.- Mmm... To jest miód dla mojej wątroby.
-Z tym, że miód jest słodki, a ogórek kwaśny.- zauważyłam, a następnie wybuchnęłam śmiechem. Moja matka pochłaniała zawartość słoika jak odkurzacz; wyglądała przy tym bardzo zabawnie.
Nagle poczułam wibracje telefonu, który znajdował się w mojej kieszeni. Poszłam na taras i odebrałam.
-Słucham?
-Cześć Gabi!- po drugiej stronie usłyszałam głos mojej przyjaciółki.- I jak tam?
-Poza tym, że moja mama właśnie próbowała wpakować mi do torby słoik ogórków, to jest całkiem spoko.
-Hahahaha! Żartujesz? Myślałam, że tylko moja mama jest przewrażliwiona na punkcie jedzenia. No, ale twoja jest w ciąży, więc chyba możemy jej wybaczyć. To co, mogę się przygotować na konsumpcję ogórasków?
-Za późno. Już je zjadła.
-Ooo, szkoda.- rozczarowała się.- To co, o której będziesz na lotnisku?
-Za jakieś 15 minut.
-Okej, to na razie!

*kilkanaście minut później*
*perspektywa Kimberly*

Lotnisko- co za wspaniałe miejsce! Tłumy ludzi, każdy się gdzieś spieszy... Dotychczas widziałam to wszystko tylko na filmach. A teraz co? Ja, Kimberly Jones też tutaj jestem! I w dodatku za kilka godzin znajdę się w Anglii. Jeszcze tydzień temu nie przypuszczałam, że spotka mnie coś tak niezwykłego. Lecz to nie mara, to naprawdę się dzieje! Kątem oka spojrzałam na moją przyjaciółkę i zauważyłam, iż jest tak samo podekscytowana jak ja. Mocno ścisnęłyśmy się za ręce i razem podeszłyśmy do odprawy. Wszystkie formalności przebiegły bez problemu. Pozostało nam tylko pożegnać z najbliższymi, co obie uważałyśmy za zdecydowanie najtrudniejsze zadanie.
-Pamiętaj o zażywaniu tabletek w odpowiednim czasie.- przestrzegła mama, głaskając mnie po policzku.- I dbaj o siebie.
-Nie martw się, poradzę sobie.- odparłam i uścisnęłam ją najmocniej jak potrafiłam.- Tylko nie płacz.- pogroziłam jej palcem. Następnie podeszłam do taty, który uniósł mnie do góry i okręcił parę razy w powietrzu.
-Baw się dobrze. Tylko nie imprezuj za często, bo wiesz czym się to kończy. Dzwoń co jakiś czas, żebyśmy z matką wiedzieli, co się u was dzieje.
-Zadzwonię jak tylko dolecimy na miejsce.- obiecałam.
-Pasażerowie lecący do Londynu są proszeni o wsiadanie do samolotu.- odezwał się głos z głośnika.
-Muszę już iść.- oświadczyłam, jeszcze raz pożegnałam się z mamą i tatą i wspólnie z Gabrielle poszłyśmy korytarzem do wyjścia. Zanim zniknęłam w drzwiach, obejrzałam się ostatni raz w stronę rodziców. Zobaczyłam łzy, spływające po policzku Amelii i Stevena, który obejmował ją ramieniem. (od autorki: Amelia i Steven to imiona rodziców Kim, jakby co ; )) Już teraz poczułam, że bardzo za nimi tęsknię.
Kilka minut później znajdowałyśmy się już w samolocie, na swoich siedzeniach. Stewardessa pokazywała wszystkim pasażerom jak mają się zachowywać w razie katastrofy. Ale mnie to niezbyt interesowało. Bóg chyba nie jest aż tak okrutny, żeby niszczył mi moją radość jakąś katastrofą lotniczą? Więc zamiast słuchać tego jakże ciekawego wykładu, pogrążyłam się w obserwowaniu widoków przez okno. Muszę się nimi napawać, bo prawie przypłaciłam życiem walkę o fotel przy szybie.
-Dlaczego nie słuchasz?- zapytała mnie Gabi.
-Po co mam słuchać? Przecież nie będzie żadnej katastrofy!
-Tak, ciekawe skąd to wiesz? Jesteś jakąś wyrocznią, czy co?
-Kobieca intuicja.- wyjaśniłam ze śmiechem.- Ona nigdy mnie nie zawodzi.
-Żebyś się nie zdziwiła. Chciałabym tylko zobaczyć, jak będziesz rozkładać kamizelkę ratunkową.
-Ty mi ją rozłożysz.- powiedziałam, celując w nią palcem wskazującym.- W końcu słuchałaś tego wykładu.
-Tak, na pewno. Jak ja tobie rozłożę, to kto mi w tym czasie założy? Przecież może być już za późno!
-A tam, przynajmniej jedna z nas przeżyje.- machnęłam ręką.
-Jaka ty jesteś bezczelna!- krzyknęła i dała mi kuksańca w bok, a następnie obie się roześmiałyśmy.

*perspektywa Gabrielle*

Piękne widoki; ptaki ulatujące w dalekie przestworza, coraz to bardziej kłębiaste chmury i wspaniałe, błękitne niebo. Szkoda, że to wszystko musiało się tak szybko skończyć. Może dla innych ta podróż wydawała się zbyt długa i nudna, lecz dla mnie i Kim była fantastyczna. Na szczęście przepowiednia mojej przyjaciółki się spełniła i nie zaistniała żadna, więc nie musiałam się męczyć z zakładaniem sobie i jej kamizelki ratunkowej. Nareszcie samolot wylądował i poproszono nas o wysiadanie. Gdy tylko postawiłam stopę na londyńskim lotnisku, moją twarz smagnął lekki, przyjemny i ciepły podmuch wiatru.
-Gabi, to nie jest sen!- usłyszałam podekscytowany głos Kimberly.- My tutaj naprawdę jesteśmy! AAAAAAAA!!!
Dziewczyna chwyciła mnie za ręce i obie zaczęłyśmy skakać dookoła, wrzeszcząc przy tym na całe gardło, a ludzie przechodzący obok patrzyli na nas jak na opętane. W końcu się uspokoiłyśmy i odebrałyśmy nasze bagaże.
-Musimy jakoś się dostać do domu twoich dziadków.- powiedziała Kim.
Na nasze szczęście niedaleko znajdował się postój taksówek.
-Proszę nas zawieść na SunStreet 54 (od autorki: taka ulica w Londynie zapewne nie istnieje).- poleciłam kierowcy. Po chwili już znaleźliśmy się na drodze.
-Pamiętaj, że masz mówić od teraz po angielsku.- przestrzegłam przyjaciółkę.- Moi dziadkowie nie znają polskiego.
-No wiesz, mało kto w Londynie umie gadać po polsku.
-Ale ty jesteś roztrzepana i zapomnisz!
-O, proszę!- krzyknęła i zachichotała.- Czego się dowiedziałam od najlepszej kumpeli. Proszę się zatrzymać!- zwróciła się do kierowcy, który oczywiście nic nie zrozumiał i spokojnie jechał dalej. Ja zaś palnęłam się z otwartej ręki w czoło.
-Mówiłam, że tak będzie. Boże, z kim ja się zadaję?
-Aha, znowu pomyliłam języki. Dobra. Excuse me... (od autorki: z j.angielskiego: przepraszam)- zaczęła, ale zamknęłam jej usta dłonią.
-Cholera jasna, czy ty chociaż raz nie możesz zachowywać się jak normalny człowiek?
-Mogę.- odpowiedziała, skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i ku mojemu zdumieniu do końca trasy siedziała już spokojnie.

*perspektywa Kimberly*

Kilkanaście minut później dotarliśmy na miejsce. Szczerze, to bardzo się z tego powodu ucieszyłam, bo zaczynało mi się nudzić w tym samochodzie. Najchętniej nadal bym się wygłupiała, gdyż uwielbiałam przy okazji denerwować tym Gabrielle, lecz nie chciałam, by się na mnie obraziła. Tylko kłótni nam brakowało.
-Pamiętaj jak masz się zachowywać.- przestrzegła mnie, gdy już stanęłyśmy przed drzwiami.
-Spokojnie, o wszystkim pamiętam.- zapewniłam. Gabi spojrzała na mnie, jakby zamiarowała powiedzieć: "Mam nadzieję".
Blondynka nacisnęła dzwonek i czekałyśmy. Nie minęła minuta, a usłyszałyśmy zgrzyt zamka i przed nami pojawiła się kobieta lat około 70, z twarzą pooraną zmarszczkami. Na głowie miała włosy, przyprószone siwizną, związane w idealnego koka. Na nasz widok uśmiechnęła się radośnie i porwała Gabrielle w ramiona.
-Witaj, wnusiu.- powiedziała i wyściskała serdecznie dziewczynę.
-Dzień dobry, babciu.- odparła, a następnie przedstawiła mnie.- Poznaj moją przyjaciółkę, Kimberly Jones.
-Dzień dobry, pani.- przywitałam się i wyciągnęłam rękę w stronę staruszki.
-Cześć. Chodźcie do środka, zapraszam.
Zabrałyśmy bagaże i wypełniłyśmy jej polecenie. Dom był niewielki i gustownie urządzony. Na ścianach porozwieszano przeróżne obrazy i kwiaty. Przez cało korytarz rozciągał się czerwony dywan. Babcia Gabi zaprowadziła nas do kuchni, gdzie przy stole siedział starszy pan, z łysą głową, czytający gazetę.
-Hej dziadku!- krzyknęła moja przyjaciółka, na co mężczyzna poderwał się na krześle.
-Mój Boże, jak ty wyrosłaś! W życiu bym cię nie poznał! A to pewnie Kimberly, twoja koleżanka, o której nam tyle opowiadałaś? Miło cię poznać.
-Mi pana również.- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie.
-Ale siadajcie, nie stójcie tak. Postawcie walizki przy .- zarządził.- Stephanie, na co czekasz? Podaj obiad, pewnie zgłodniały biedulki podczas podróży.
-Nie. Niech pan mi uwierzy, że moja mama zaopatrzyła mnie w dość obfity prowiant, więc już nic w siebie nie zmieszczę.- rzekłam.
-Ale kurczaka mojej żony chyba nie odmówicie? Naprawdę polecam.
-Skoro tak, to chyba się skusimy.
-Opowiadajcie jak tam podróż.- zachęcił nas staruszek.- Chcę wiedzieć na co się porywam.
Ja i Gabrielle pokrótce streściłyśmy dziadkowi nasze wrażenie z lotu samolotem i uspokoiłyśmy, że nie ma się absolutnie czego bać. Potem zjadłyśmy bardzo smakowity obiad. I nareszcie przyszedł czas na pożegnanie.
-Na nas już powoli przychodzi pora.- przemówiła babcia.- Taksówką będzie tutaj za 10 minut. Dziewczynki, pokażę wam wasze pokoje.
Poszłyśmy za nią na górę. Obie sypialnie znajdowały się obok siebie. Moja wyglądała po prostu idealnie; na samym środku stał mały stolik do kawy, przy ścianie łóżko, a nad nim półka. Obok okna była toaletka z wielkim lustrem i szufladką na kosmetyki. Ściany zostały pomalowane na biało i idealnie pasowały do czarnych mebli.
-I jak, podoba ci się?- zapytała mnie kobieta. Odpowiedziałam jej uśmiechem.
-Bardzo. Jest naprawdę super!
-Stephanie!- obie usłyszałyśmy głos pana Erica.- Pospiesz się, taksówka czeka.
Ja, Gabrielle i pani Clark zeszłyśmy na dół. Czekał tam już dziadek walizkami.
-No, nareszcie!- krzyknął.- Już myślałem, że się nie doczekam.
-Pamiętajcie o podlewawaniu kwiatków. I mam nadzieję, że gdy wrócimy do domu, to zastaniemy go w całości.
-Obiecujemy, że nie puścimy go z dymem.- zapewniła moja przyjaciółka.- Uważajcie na siebie i bawcie się dobrze. Papa!
______________________________________________

Pewnie jesteście zawiedzione,  że jeszcze nie ma chłopaków, co? Ale nie martwcie się, bo pojawią się w 4 rozdziale, w którym dużo się wydarzy ; )) Dzięki za wszystkie komentarze, jesteście wspaniałe! Jeszcze raz MASSIVE THANK YOU!
Boże, właśnie się dowiedziałam, że Taylor Swift i Harry są razem... Poczułam się jakoś dziwnie, taka pustka w sercu, jakbym straciła najważniejszą osobę w moim życiu. Wiem, bierzecie mnie za głupca, ale Harry jest dla mnie bardzo ważny, ludzie ja go KOCHAM! I wcale nie jestem pewna, czy dobrze trafił. Lubię Taylor; jest fajna, ładna, pięknie śpiewa i ma świetne piosenki, ale jej stosunek do chłopaków jest godny potępienia. Na palcach nikt nie zliczy ilu miała facetów. W dodatku skarży się na swoich byłych w piosenkach! Kto wie, czy już jutro się nie dowiemy, że rozstała się z Harrym, a za chwilę napisze o tym piosenkę! Pomyślcie co by to było: Taylor Swift skarży się na Harry'ego w piosence! Dla mnie to jest trochę nienormalne. A Wy, CO SĄDZICIE?
Mam do Was jeszcze jedną prośbę: Wszystkie osoby, które kiedykolwiek odwiedziły tego bloga i mają swoje blogi są proszone o wpisanie się do zakładki: "Wasze blogi". Jest to dla mnie bardzo ważne, bo nie mogę zapamiętać Waszych adresów, a bardzo chciałabym odwiedzić Wasze blogi i je poczytać. Dlatego jeśli się raz wpiszecie (czyli pozostawicie adres bloga) to wtedy będzie mi łatwiej ; ) Z góry dziękuję za zrozumienie ; )
Nie wiem, kiedy dodam następny rozdział. Być może w tygodniu jeśli znajdę czas. Na razie kochane! ; *

15 komentarzy:

  1. Normalnie po tym rozdziale mama Gabi staje się moją idolką! Ha ha ha ogórki :P pamiętam jak moja mama była w ciąż z kajtkiem i też dużo wszamywała xD
    Rozdział zajebisty :) Dziadek Gabi też jest super ;D W ogóle cała rodzina Gabrysi jest mega :3 Już nie mogę się doczekać chłopaków :*
    Jestem tego samego zdania co ty, w sprawie Haylor xD Lubię ją, ale raczej nie pasuje do Harrego. W ogóle jak oglądałam ich zdjęcia z parku, to prawie na żadnym nie patrzyli sobie w oczy, Harry prawie się nie uśmiechał i w ogóle coś tam sobie wszamywał z boku, tak jakby go Taylor nie obchodziła :/ Nie wiem, może mam takie podejście, bo w głębi duszy mam nadzieję, że on będzie z Louisem :3 Tak ładnie razem wyglądają... Może i jestem dziwna, ale cieszyłabym się, gdyby okazało się, że Larry is real ;D No co? Byłoby zajebiście!

    U mnie nn:
    http://please-help-me-i-love-you.blogspot.com/
    http://from-hatred-to-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też na to liczę, mam nadzieję, że dziewcyzny to tylko chwilowa przykrywka. :)

      Usuń
  2. Świetny rozdział ;) Po prostu super ;) Brak mi słów ;p Jedynie co mogę z siebie wydusić to;;; czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  3. jakie teksty ;D genialne ! ;)
    rozdział niesamowity ! jak każdy poprzedni zresztą ! ;)
    co do Haylor, to brak mi słów. najpierw Harry mówi, że jest singlem, a potem chodzi z nią za rękę i Olly potwierdza jego związek . dziwne -.- poza tym wydaje mi się, że ona jest z nim tylko dla sławy . słyszałaś o tej akcji z paparazzi ?

    OdpowiedzUsuń
  4. super rodział, ja też chce mieć dziadków w Londynie, którzy mi zostawią chate na wakacje:))
    a co do "Haylor" mam wrażenie, że coś tu jest nie tak... nie wiem, ja poczułam sie dokładnie tak jak ty, pustka w sercu:/ mam jeszcze jakiś cień nadziei, że może jednak nie są razem, skoro jeszcze Hazz nie potwierdził w 100%, ale te foty... szkoda mi go, boTaylor w wieku lat 22 była (uwaga, uwaga) w 11 "poważnych" związkach. I o swoich byłych pisze piosenki... niektóre dziewczyny mówią, że Come back.... be here jest o nim. w sumie to z textem się zgadza... w każdym razie chce żeby Harry był szczęśliwy, ale ona mi do niego po prsotu nie pasuje....
    i tak nawiązują do guumiś Olly powiedział, że lubi Tay i Harrego, tak samo jak lubi nutellę i ziemniaki, ale niekoniecznie razem...:) no po prsotu mnie to rozwaliło!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wsapniały rozdział! Co do Haylor to się z tobą zgadzam, wątpię by ten związek miał przyszłość.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest genialny!
    Ogórki w podróż- hahah;D Chyba sama mogłabym się tego po mojej mamie spodziewac jesli byłaby w ciąży.xd
    Gabi ma zajebistą rodzinek♥ Też bym chciała by dziadkowie zostawili mi swój dom w Angli na 3 miesiące. Awwww*.*
    Ciekawa jestem jak poznają się z chłopakami....:D
    Co do Tay i Hazzy. Jestem podobnego zdania!
    Ale może tym razem Tay się naprawde zakochała? Przecież każdy ma do tego prawo;)
    Jedyne co mogę powiedzieć to to by oboje byli szczęśliwi, czy razem czy osobno nie ważne obojgu życzę szczęścia- w końcu każdy na nie zasługuje;)
    Czekam z niecierpliwoscią na nexta:*

    OdpowiedzUsuń
  7. a tam Taylor liczy pewnie tylko na tanią reklamę ;p
    don't worry ten związek nie ma dalekiej przyszłości ;)
    a rozdział jak zawsze świetny ;]
    podziel się talentem <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej !Ten blog jest suuuperr <3333. Zakochalam sie w nim juz od prologu . ;))
    Nie chce sie wtracac do twojego bloga ale fajnie by bylo gdyby na poczatku louis i gabi sie nie lubili bo u nich troche za szczesliwie troche bedzoe bo coreczke beda miec itd ;))). Czytalam twojego poprzedniego bloga i musze przyznac ze ten zaczna sie najlepiej .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za szczerą opinię ; ) Nie chcę się chwalić, ale sama zauważyłam, że poprawiłam się w pisaniu ; ) Cieszę się, że moi czytelnicy również to zauważają i doceniają ; ) Co do Louisa i Gabrielle jeszcze pomyślę; co prawda mam już na nich pomysł, ale fajnie, że wyrażasz swoje zdanie ; ) Jeszcze raz dzięki!

      Usuń
  9. Zajebisty. Przeczytałam dzisiaj wszystkie trzy rozdziały i stwierdzam, że blog, jest Zajebisty :) Czekam na następny rozdział :) Nie mogę przeczekać kiedy dziewczyny poznają chłopaków. ^^
    A co do Taylor i Harry'ego. Szczerze, to nie lubie Taylor, a teraz tak jakoś jeszcze bardzej jej nie lubie. Teraz z moją koleżanka (nie jest fanka 1D) mówimy, że jedziemy do naszego kolegi, który nie dawno się wyprowadził do UK i pójdziemy do Taylor jej wpierdolić. :) Jak to mówimy : Taylor jedziemy Ci wpierdolić. Jeśli uraziłam jakaś fankę Taylor, to przepraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. O matko, to jest świetne ; ))

    Ciekawe kiedy poznają chłopców.

    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.

    Mam nadzieję,że sybko dodasz ;*

    KOCHAM ♥
    http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział jak zawsze świetny <3
    Ohh kiedy wreszcie poznają chłopaków?
    Kocham ogórki :D No jak ona mogła ich nie chcieć wziąć?!
    Ja bym wzięła xD Może nawet będę miała okazję :DD tylko nie do samolotu, na prom :)

    Już Ci wspominałam co myślę o Haylor -,-

    Czekam na nn!!

    OdpowiedzUsuń
  13. "Nie wiedziała, że to może zdarzyć się naprawdę. Kochała chłopaka realnego, który nigdy nie mógł być jej. Jednak któregoś dnia pokochała innego... Również realnego i osiągalnego. Nie sądziła, że jeżeli zacznie chodzić z kimś takim nadzieje się na wiele przeszkód. Zazdrość, kłamstwa, fałszywość, strach, niepoczytalność- To wiele cech, które im przeszkodzą. Nie wiadomo do czego może się posunąć ktoś, kto chce zemsty na jej ukochanym... Ale jedno jest pewne, nie cofnie się przed niczym."
    *** Wiem, że przepraszam za SPAM. Ale chciałam tylko zareklamować bloga ze względu na twoją statystykę. Widzę, że sławna jesteś, a mi zależy na szczerych opiniach. Mam nawet zakładkę" Streszczenia rozdziałów". Więc możesz wejść i dowiedzieć się co było przed tym. Na razie są same romanse, jednak potem wszystko przewróci się do góry nogami...
    Gorąco zapraszam i jeszcze raz przepraszam. Bardzo mi na tym zależy...
    http://someone-between-us.blogspot.com
    PS. OPOWIADANIE GŁÓWNIE O ZAYNIE MALIKU I SHANEL GOTERS.
    CAŁY ZESPÓŁ RÓWNIEŻ WYSTĘPUJE;)

    OdpowiedzUsuń