Obserwatorzy

sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział 6 "Jeszcze nigdy się tutaj nie zdarzyło, aby ktoś zrzucił stolik. No, ale zawsze musi być ten pierwszy raz."

*perspektywa Harry'ego*

Minął tydzień od owej imprezy, a ja nadal nie mogę zapomnieć o Kimberly. Do dzisiaj czuję smak jej ust na moich wargach; czuję dotyk jej dłoni na mojej ręce. Jeszcze nigdy tak nie miałem. Poznałem w swoim życiu wiele dziewczyn, lecz jeszcze żadna nie pozostała mi w myślach na tak długo jak Ona. Zaczynam podejrzewać, że się w niej zakochałem... No, bo kto normalny przesiaduje godzinami wieczorami przy oknie i obserwuje każdy ruch laski, którą poznał zaledwie kilka dni temu? No właśnie, a ja tak robię! Niedawno odkryłem, że pokój Kim znajduje się naprzeciwko mojego, więc spokojnie mogę na nią patrzeć. Lecz samo gapienie się nie załatwi sprawy. Muszę ją złapać i z nią porozmawiać. Z pewnością nie nie będzie to łatwe, skoro się na mnie obraziła, ale kto nie spróbuje, nigdy się nie przekona, czyż nie?
Dochodzi właśnie 20.00, a ja zamiast oglądać z chłopakami fajny film na dole, to siedzę z nosem przy szybie i wodzę wzrokiem za Kimberly. To mi się raczej prędko nie znudzi. Nagle usłyszałem pukanie, zaś po chwili drzwi do mojego pokoju się otworzyły i stanął w nich Zayn, trzymający w ręku swój dezodorant. Zamachał nim w powietrzu, a następnie zapytał:
-Znowu go używałeś, tak?
-Przepraszam, znowu zgubiłem gdzieś mój.- odparłem i wróciłem do wcześniejszej czynności. Malik podszedł do mnie i uniósł do góry firankę.
-Co ty wyprawiasz?!- krzyknął.- Dlaczego to robisz?! (od autorki: drugi zwrot powstał na lekcji religii, kiedy to kolega, który siedzi ze mną w ławce próbował popisać długopisem plecy koleżanki, a ona zapytała: Dlaczego to robisz?!" x D)
-Co takiego?- udałem zdziwienie.
-Podglądasz tą dziewczynę!
-Jaką dziewczynę? Nieee, ptaszki sobie obserwuję.
-Ptaszki? Widzisz tam gdzieś jakiegoś ptaszka? Bo ja nie!
-No to widocznie jesteś ślepy!- powiedziałem i znowu skierowałem wzrok za okno. W tej chwili Kimberly gadała do laptopa; zapewne z kimś rozmawiała.
-Słuchaj, stary.- za sobą usłyszałem poważny ton głosu Zayna.- Do tej pory nie zwracałem uwagi na to, że wykorzystujesz różne dziewczyny, że krzywdzisz je, bawiąc się nimi jak lalkami. Ale teraz ci oświadczam, iż jeśli ją też zamierzasz wykorzystać, to ja na to nie pozwolę!
-O co ci chodzi?- zapytałem niemile zaskoczony. Jego zachowanie było co najmniej dziwne.- Zakochałeś się w niej, czy co?
-Nie. Po prostu nie chcę, żeby kolejna przez ciebie cierpiała.- po tych słowach wyszedł z mojego pokoju, trzaskając drzwiami. Ja zaś oparłem głowę na dłoniach i nadal wpatrywałem się w Kim.

*perspektywa Kimberly*

Już od tygodnia jesteśmy w Londynie. Wspaniale spędzamy czas, lecz wcale nie mówię, że ciągle chodzimy na imprezy. Od czasu tamtej feralnej nie byłyśmy na żadnej i raczej się nie zapowiada, żebyśmy poszły, a przynajmniej ja. Nie zamierzam kolejny raz budzić się w towarzystwie jakiegoś zboczeńca i to jeszcze nago! Chociaż muszę przyznać, iż Harry bardzo, a nawet cholernie mi się spodobał. Niby na niego nakrzyczałam, lecz później ciągle o nim myślałam.Właściwie od ostatnich kilku dni nic innego nie robię. Doszło nawet do tego, że śni mi się w nocy! Przed oczami staje mi jego twarz; jego zielone oczy, jego kręcone włosy i te dołeczki w policzkach. Boże, co się ze mną dzieje?! Muszę zająć się czymś pożytecznym, to może wtedy się uspokoję.
-Kimberly Jones, ty mnie w ogóle nie słuchasz!- wrzasnęła prosto do mojego ucha Gabrielle, jednocześnie stawiając mnie na równe nogi.
-Co robisz?- wkurzyłam się i zaczęłam przetykać mój biedny i poszkodowany narząd.- Chcesz, żebym ogłuchła?
-Przepraszam. Ale tak to jest jak ty gadasz, a ktoś siedzi i zamiast cię słuchać, to myśli o niebieskich migdałach.
-No już cię słucham.- rzekłam i poprawiłam się na krześle.- Więc mów od początku.
-Kim, musimy zacząć szukać sobie pracy. Pieniądze niedługo nam się skończą, a my mamy zostać tu prawie 3 miesiące.
-No i co według ciebie miałybyśmy robić? Do jakiej pracy się nadajemy?
-Nie wiem.- odparła.- Ale mam pewną propozycję. Przeczytałam w gazecie, że szukają kelnerek do kawiarni "Bon Bon" (od autorki: nazwa zmyślona). Znajduje się ona na Baker Street. To całkiem niedaleko stąd. Na piechotę jakieś 10 minut.
-Haha, świetny żart!- zachichotałam.- Już sobie wyobrażam siebie za barem, parzącą kawę dla jakiegoś biznesmena. Ja nawet herbaty nie potrafię zrobić!
-Masz jakiś lepsze pomysł?- skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła na mnie zirytowanym wzrokiem. Nieźle ją dzisiaj wkurzałam.
-Nie wiem, może zatrudnimy się w cyrku jako pajace?- wzruszyłam ramionami.-- Wystarczy się powygłupiać i można nieźle zarobić.
Gabrielle chyba niezbyt spodobała się moja inicjatywa, gdyż zrobiła taką minę, jakby miała zamiar zaraz mnie udusić. W sumie, to nawet nie taki zły pomysł z tymi kelnerkami. Przecież mogę się wszystkiego szybko nauczyć. No i na dodatek zajmę sobie myśli czymś ciekawszym niż Harry. O ile roznoszenie kawy i innych pierdół może być ciekawsze.
-Dobra.- zgodziłam się.- To mogą być te kelnerki.
-Nie no, jak ci się nie podoba, to ja cię nie będę namawiać.- odparła obojętnie i skupiła wzrok na muszce, która spacerowała sobie po stole.
-Gabi, nie mów, że się obraziłaś?- podeszłam do niej i objęłam ją z tyłu za szyję.
-Nie, tylko ja się staram, a ciebie to nic nie obchodzi. Ja rozumiem, że chcesz w te wakacje przeżyć jakąś wyjątkową przygodę, ale mogłabyś chociaż czasem myśleć racjonalnie.
-Wiem.- przyznałam ze skruchą.- Obiecuję, że się poprawię. To co, kiedy idziemy?
-Najlepiej zaraz.
Obie udałyśmy się do swoich pokoi, aby wybrać jakieś odpowiednie ubranie. Ja zdecydowałam się na niebieską bokserkę, zieloną bejsbolówkę i dżinsowe szorty.
-Czekam na dworze!- uprzedziłam przyjaciółkę, gdy byłam już gotowa i zeszłam na dół. Następnie otworzyłam drzwi i usiadłam na schodach. Spojrzałam w stronę domu, w którym dokładnie tydzień temu imprezowałam. Zobaczyłam na podwórku tych dwóch chłopaków, którzy wycięli mi taki numer. Zaraz, jak oni się nazywali? Mam kiepską pamięć do imion. Z tego co wiem, to chyba Liam i Niall. W każdym razie jeden z nich, ten blondyn, zauważył mnie i zaczął do mnie machać. Później podbiegł do bramy.
-Cześć Kimberly!- wrzasnął.- Co tam u ciebie słychać?!
Wytrzeszczyłam szeroko oczy. Co on sobie wyobraża?! Jeśli myśli, że się do niego po tym wszystkim odezwę, to się grubo myli! Postanowiłam więc, że będę go ignorować. Jednak stało się to trudne, bo po chwili wspiął się na tą bramę i próbował przedostać się na teren posiadłości dziadków Gabrielle.
-"Boże, co ten kretyn wyprawia?!"- zastanowiłam się. Chciałam za wszelką cenę uniknąć spotkania z nim, więc zerwałam się z siedzenia i szarpnęłam mocno za klamkę.
-GABI!- wydarłam się.- Co ty do cholery jasnej tyle tam robisz?!
-Jestem w kiblu! Zaraz idę!
-Matko, ile można srać?!- wymruczałam pod nosem i poszłam do kuchni, skąd był doskonały widok na podwórko. Odetchnęłam z ulgą, gdyż nigdzie nie znalazłam tego chłopaka. Nareszcie pojawiła się moja przyjaciółka.
-No, możemy już iść.
Wspólnie udałyśmy się do wyjścia. Zakluczyłyśmy drzwi i ruszyłyśmy w drogę. Na moje nieszczęście Niall postanowił iść za nami.
-Piękną mamy pogodę dzisiaj, prawda?- za sobą usłyszałam jego głos. Nic na to nie odparłam.
-Co macie zamiar dzisiaj robić?
Nadal cisza. Kątem oka spojrzałam na blondynkę, która krztusiła się ze śmiechu. Nie no, ja się chyba zastrzelę!
-Długo się zamierzasz złościć?
Głucho.
-A odezwiesz się w końcu?
-NIE!- wrzasnęłam wkurzona.
-Hahaha, odezwałaś się!- klasnął w ręce i się roześmiał.
-Odwal się ode mnie, dobra?- rzekłam znudzonym głosem i poszłam dalej. O dziwo, nie poszedł za mną.
-Hahahahahahahahahaha!!!- tym razem Gabrielle wybuchnęła śmiechem na cały głos, a ludzie obok gapili się na nią, jak na wariatkę.
-Boże, jeśli mam sąsiadować przez najbliższe 3 miesiące z tymi pięcioma debilami, to ja chcę wracać do domu!- żaliłam się.- To jest jakieś skaranie boskie, że musiałyśmy trafić akurat na nich!

*kilkanaście minut później*

W końcu dotarłyśmy do celu naszej wędrówki. Muszę przyznać, że kawiarnia "Bon Bon" wywarła na mnie dość miłe wrażenie. Był to średniej wielkości budynek, prawie w samym centrum miasta. Dookoła niego posadzono kilka krzewów róż, a obok wejścia znajdowała się altanka, w której chyba również można posiedzieć. Ja i moja przyjaciółka spojrzałyśmy po sobie z zachwytem,  a następnie skierowałyśmy się ku drzwiom. Nasze przyjście oznajmił wszystkim dzwoneczek zawieszony na ścianie. Czekało nas kolejne oczarowanie. Bowiem wnętrze okazało się jeszcze piękniejsze. Ściany były pomalowane na kolor kremowy i pozawieszano na nich piękne obrazy. Dookoła porozstawiane stoliki z ciemnego drewna, a w kącie zauważyłam kilka foteli i biblioteczkę wypełnioną po brzegi różnymi książkami i czasopismami. Z głośnika dochodziła cicha i spokojna muzyka. Po prostu cud, miód i malina! Już czuję się tutaj jak w domu. Zaraz, powoli! Nie mogę się za bardzo przyzwyczajać, bo nawet mnie jeszcze tu nie przyjęli, o ile w ogóle to zrobią.
Z zamyślenia wyrwał nie głos Gabrielle, która kategorycznie zakazała mi bujania w obłokach i pociągnęła mnie w stronę lady, za którą krzątała się dziewczyna mniej więcej w naszym wieku, o rumianej cerze i brązowych włosach związanych w koński ogon.
-Cześć.- przywitała się Gabi i szturchnęła mnie w ramię, abym uczyniła to samo, a następnie zapytała:
-Czy mogłybyśmy porozmawiać z właścicielem?
-Proszę poczekać, zaraz zawołam.- odparła.- Możecie sobie usiąść przy stoliku.
Szatynka wyszła na zaplecze, a my postanowiłyśmy skorzystać z jej propozycji i udałyśmy się w stronę najbliższego wolnego stolika.
-Jakie te krzesła są wygodne!- stwierdziłam, gdy na jednym z nim spoczęłam. Potem zaczęłam się na nim kręcić. Przyjaciółka spojrzała na mnie jak na idiotkę.
-Przestań!- skarciła mnie, rozglądając się wokoło.- Zachowujesz się jakbyś miała owsiki!
-Przepraszam.- odparłam i założyłam nogę za nogę. Niestety, zrobiłam to trochę za mocno, gdyż walnęłam się o róg stołu, w wyniku czego on się zachwiał, a następnie upadł z hukiem na podłogę. Blondynka zakryła czoło dłonią. Oczy wszystkich obecnych zwróciły się w moją stronę. Na dodatek ta dziewczyna, która nas powitała, opierała się o ladę i krztusiła się ze śmiechu, a jakaś kobieta, która najwyraźniej była właścicielką tej kawiarni, stała zaraz nade mną.
-Nic się nie stało!- wrzasnęłam i postawiłam przedmiot w odpowiedniej pozie.- Nikt i nic nie ucierpiało! Wszyscy są cali i zdrowi!
-Jeśli zamierzasz dostać tu pracę, to życzę ci powodzenia.- wyszeptała cicho Gabi.
-Jeszcze nigdy się tutaj nie zdarzyło, aby ktoś zrzucił stolik. No, ale zawsze musi być ten pierwszy raz.- stwierdziła pani, a następnie się roześmiała.
-Bardzo panią przepraszam.- powiedziałam ze skruchą.- To z nerwów.
-Przyszłyście w sprawie pracy?
Chciałam coś odrzec, ale przyjaciółka zrobiła to za mnie, jednocześnie dając mi do zrozumienia, żebym lepiej się nie odzywała.
-Tak. Ja jestem Gabrielle Swan, a to Kimberly Jones. Przyjechałyśmy do Londynu z Polski, na wakacje. Potrzebujemy pracy.
-Dałabym sobie rękę uciąć, że jesteście stąd. Tak dobrze mówicie po angielsku.
-Ja pochodzę z Kanady, gdzie również mówi się po angielsku...
-A mój ojciec jest Anglikiem!- w końcu udało mi się wtrącić choć jedno zdanie.
-Widzę, iż jesteście bardzo sympatyczne i rozgadane.- zauważyła.- Ale to dobrze. Macie plus u klientów. Chodźcie za mną.
Właścicielka poprowadziła nas w stronę lady, za którą stała ta dziewczyna, która zapewne była tu kelnerką.
-Ja jestem Helen Stuart i jestem właścicielką i szefową tego lokalu. To jest Susan. Ona wam wszystko pokaże.
-To znaczy, że zostałyśmy przyjęte?- zapytała Gabrielle, a w jej oczach ujrzałam iskierki radości.
-No, może nie tak od razu. Najpierw musicie pokazać mi swoje umiejętności. Na przykład ty.- tu wskazała na mnie.- Obsłuż tego klienta, który akurat wszedł.
Spojrzałam w stronę drzwi i to, co zobaczyłam wprawiło mnie o zawroty głowy. To był Harry! I na dodatek mnie zauważył. Myślałam, że się zastrzelę. Zaczynam sądzić, że krąży nade mną jakieś fatum. Spanikowałam, w wyniku czego kucnęłam szybko i schowałam się pod ladą, aby mnie nie widział. Mogę się założyć, że Gabrielle ma ochotę mnie zabić i najprawdopodobniej zrobi to, gdy tylko stąd wyjdziemy.
-Na miłość boską, co ty wyprawiasz?!- cisnęła przez zęby i wyciągnęła mnie z powrotem do góry, a następnie wyszeptała do ucha.- Idź go obsłuż, bo nie ręczę za siebie.
Przełknęłam głośno ślinę ze strachu. Przyjaciółka jeszcze nigdy mnie nie biła, więc to oczywiste, że się jej boję. Zwłaszcza po tym numerze ze stołem. Podwinęłam więc rękawy od bejsbolówki i podeszłam w stronę stolika, przy którym zasiadł On.
-Co pany podać?- wydukałam z trudem.
-Proszę, co za spotkanie!- zachwycił się i zdjął okulary przeciwsłoneczne, które miał na nosie.- Pracujesz tu?
-Co panu podać?- ponowiłam pytanie, nie zważając na to, co mówił.
-A co pani poleca?
-Zależy, co pan chce zamówić.
-W takim razie poproszę sok i ciasto.
-Jaki sok i jakie ciasto?
-Sok pomarańczowy i szarlotkę.
Ruszyłam z powrotem do lady i przekazałam zamówienie Gabi, która miała je zrealizować.
-Znasz tego chłopaka?- zapytała mnie Susan. Popatrzyłam na nią zdziwiona.
-Czemu tak sądzisz?
-Tak dziwnie na niego zareagowałaś.
-Powiedzmy, że miałam z nim mały incydent. A co, ty też go znasz?
-Często tu przychodzi. Poza tym on jest...- zaczęła, lecz naszą rozmowę przerwała pani Stuart, która kazała mi zanieść posiłek Harry'emu.
-Proszę.- powiedziałam i postawiłam to przed nim.- Smacznego.
-Dziękuję. Sama piekłaś szarlotkę?
-A co, boisz się, że się otrujesz?
-Nie. Po prostu chciałem powiedzieć, że skoro ty piekłaś, to na pewno jest smaczne.
-Nie, nie ja.- odparłam i obrałam kierunek powrotny. Boże, jak ja go nienawidzę! A jednocześnie coś mnie do niego ciągnie, jak magnes do lodówki.
-Jesteście przyjęte!- oświadczyła z radością właścicielka kawiarni, a ja i Gabi zaczęłyśmy skakać z radości.- Możecie zacząć od jutra.
-Bardzo pani dziękujemy!- wrzasnęłyśmy obie naraz i ze szczęścia aż się na nią rzuciłyśmy.
-Wiedziałam, że nam się uda.- rzekłam, gdy już znalazłyśmy się w domu.
-Ja miewałam chwile zwątpienia.
-Kiedy?- udałam zdziwienie, choć dobrze wiedziałam, o co jej chodzi.
-Podczas akcji ze stolikiem na przykład. Trzeba być naprawdę nieźle stukniętym, żeby go zrzucić na podłogę.
-Widzisz? Jestem jedyna w swoim rodzaju!- wykrzyknęłam, zakładając ręce za głowę i oparłam się o kanapę. Gabrielle rzuciła we mnie poduszką i tak rozpoczęła się nasza bitwa. Właśnie tak wyobrażałam sobie te wakacje: pełno śmiechu, zabawy i przygód, w moim przypadku nie zawsze miłych.
______________________________________________

No cześć kochane! Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Nie wiem, czy akcja ze stolikiem Was rozśmieszy; pamiętam, że jak ją pisałam, to śmiałam się jak kretynka, bo wyobraziłam sobie to, jak Kimberly go zrzuciła na podłogę x D Dziwne, że jeszcze nikt z mojej rodziny nie oddał mnie do psychiatryka x D
Następny rozdział w sobotę za tydzień. Dzięki za wszystkie komentarze : ) Jesteście wspaniałe i kochane : )
Zaznaczę jeszcze, że Susan (jest to postać dedykowana Zulci : )) pojawi się w opowiadaniu. Dodam Wam dzisiaj jej zdjęcie, a w wolnym czasie dodam ją do zakładki "Bohaterowie". A oto nasza Susan:

Na razie! <3

25 komentarzy:

  1. świetny;) Bardzo mi się podoba;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. ! Rozdział jak reszta jest genialny.! :D
    Czekam na nn. ; * ^^
    Zapraaszam do mnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział świetny. ;3 genialny.. Czekam na nastepny :)) !!

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha. Jak czytałam tę akcje z tym stomilem morda mi się śmiała ; ) Ten rozdział jest zajebisty ; d Czyżby Zayn się w Kim zakochał? Harry i Kim niezła para ; d Czekam na następny.
    +zapraszam do mnie opowiadnieoonedirection.blogspot.com

    @keepcalmxoxoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział! :D
    Mam nadzieję że Kimberly w koncu sie spotka z Harrym i pogadają tak normalnie.xd : )
    No tak trzeba miec talent żeby zrzucić stolik, ja tez musze miec ten talent. haha<3
    Susan wydaje sie być całkiem fajną osóbką^^
    dodawaj szybko nexta, bo chce wiedziec co będzie dalej co z Kimberly i Harrym??
    A no i jak Hazza może być tak okropny i ją podglądać?! :D Gdyby się o tym dowiedziała pewnie by go zabiła.xd heuheu:D
    Zarpaszam do mnie:
    http://hello-in-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział, mam nadzieję że Zayn spróbuje ją w końcu w sobie rozkochać. ;))

    OdpowiedzUsuń
  7. Hah biedny stolik ;ppp
    Hazza się zakochał ;D
    komedia xD
    czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  8. hahah ;D rozwalasz system ;P
    + zapraszam na: http://belive-to-me.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. heheheszky. xD Niech Zayn ją rozkocha czy coś, noo.! xD
    prooszee. ;** rozdział jest zajebisty, czekam na kolejny
    i życzę weny. <33

    OdpowiedzUsuń
  10. Boskie ;D
    A ,,Dlaczego to robisz?!,,-to nie był ksiądz.? to było naprawę śmieszne...zwłaszcza mina Pati hehe.,
    Buziole;***
    adriana-louis-kissyou.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama już nie wiem, czy to ksiądz, czy Pati x D
      Jak jest się naćpanym na religii, to się niewiele pamięta, zwłaszcza w moim przypadku x D

      Usuń
    2. A słowa Adriana o Mandzie???
      Też dobre hahaha xD
      Buźki;***

      Usuń
  11. super rozdział czekam na następny i zapraszam do mnie :
    http://nobody-compares-to-you6.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. To opowiadanie jest najlepsze ze wszystkich, które czytałam. Właśnie przeczytałam poprzednie rozdziały :) Kim jest świetna i przykro mi z powodu jej choroby.. A prolog potwornie mnie wzruszył.
    Proszę dodawaj częściej notki :d pozdrawiam i życzę duuuuuużo weny ! :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Fenomenalny rozdział! <3
    Już się nie mogę doczekać kolejnego... Daj znać jak dodasz! :D
    WENY i pozdrawiam ciepło! <3

    W wolnej chwili zapraszam również do mnie na:
    marrymeharrystyles.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Suuuper! < 3
    Anka;p

    OdpowiedzUsuń
  15. Doskonały !

    Megaśny ;DD Masz oooooogromnyyy talent !

    ;DD
    Mega !!
    Kocham ♥
    Bella.

    http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Genialne!!! Czytałam i nie mogłam się oderwać!! Masz TALENT!! <3



    http://beyourselfnotsomeoneels.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdział jest super, mega!! Tak jak cały blog, który jest chyba jedyny w swoim rodzaju, bo u Ciebie opowiadanie pokazane jest jako wspomnienia o niezyjacej już Kim. Uwielbiam twojego bloga i czekam na następny rozdział. *.*

    Zapraszam: we-and-1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Twój blog jest super !
    Strasznie się wciągnęłam w czytanie, mam nadzieję że dodasz nowy rozdział jak najszybciej :D

    OdpowiedzUsuń
  19. super rozdział:) jestem ciekawa co będzie z Kim i Harrym...
    czekam na nn!

    OdpowiedzUsuń
  20. genialneeeeeeeeeeeeee.:D
    czekam nn.xx

    OdpowiedzUsuń
  21. Nominowałam cię do Liebster Award :* więcej informacji na : http://nobody-compares-to-you6.blogspot.com/ :P :D :*

    OdpowiedzUsuń
  22. Jejku, dziewczyno, Ty jesteś genialna! A stolik też mnie rozbawił ( idziemy razem do psychiatryka? ludzie mówią, że spoko tam jest ;p )
    Zaraz wrócę się do początku, po w poprzednich komentarzach ktoś napisał, że prolog jest genialny, a Kim chora. Ja muszę wiedzieć, co się dokładnie dzieje ; )
    dodaj szybko następny.
    ściskam i pozdrawiam, Pollcia (could-freeze-this-moment-in-a-frame.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  23. czytałabym gdyby nie czcionka :C

    OdpowiedzUsuń