Praca w kawiarni "Bon Bon" szła nam świetnie. Pani Helen była z nas zadowolona, klienci nas lubili. Zaprzyjaźniłyśmy się również z Susan, która okazała się bardzo miłą i sympatyczną dziewczyną. Jednak zaistniał jeden problem, i to głównie dla mnie, ponieważ Harry przychodził tu niemal codziennie. Nie wiem, czy dlatego, by zrobić mi na złość, czy po prostu miał takie kaprycho. Podejrzewam, że i z tego, i z tego powodu. Chociaż ja na jego miejscu miałabym już dosyć ciągłego jedzenia szarlotki i picia soku z pomarańczy. No, ale to w końcu jego problem.
-Kim! Kim!- wrzeszczała Gabrielle i wpadła na zaplecze, gdzie akurat się znajdowałam, gdyż uzupełniałam braki w ciastkach.
-Czemu się tak drzesz?- zatkałam uszy.-Pali się czy co?
-Lepiej!~Zgadnij, kto przyszedł!
-To wcale nie jest trudne. Znowu ON.
-Ale nie sam!- wykrzyknęła podekscytowana. Szczerze przyznam, że zaciekawiło mnie to, z czego ona się tak cieszy. Chwyciłam więc paterę z ciastkami i wyszłam z pomieszczenia. Stanęłam za ladą i spojrzałam we wskazane przez Gabi miejsce. Miała rację; przy stoliku siedział Harry, a na przeciwko niego jakiś nieznany mi chłopak z brązowymi włosami, postawionymi do góry. Był ubrany w białą koszulkę w czarne paski i czerwone rurki. A więc to na jego widok blondynka się teraz ślini! Teraz już wszystko rozumiem.
-Ej, żyjesz?- szturchnęłam ją w ramię, bo w ogóle nie reagowała na moje przemowy i zamiast mnie słuchać, to gapiła się na pasiastego jak sroka w kość.
-Nieee.- przeciągnęła.-Jestem w siódmym niebie.
-Ty majaczysz!- stwierdziłam i przystawiłam jej dłoń do czoła.- Pewnie. Masz gorączkę, na bank ze 40 stopni.
-Och, przestań się wygłupiać!- otrzeźwiała, a ja parsknęłam śmiechem. W tej chwili moją obecność zauważył Harry i pomachał do mnie. Boże, ten znowu swoje! Mam go dość.
-Powiedz, co ja mam zrobić?-spanikowała Gabrielle i pociągnęła mnie z powrotem na zaplecze.-Muszę do niego jakoś zagadać!
-ej, bo mi tu zaraz zemdlejesz. Uspokój się.-rzekłam i podałam jej szklankę wody mineralnej, którą wchłonęła jednym haustem. Ona chyba na serio się denerwuje.
-Błagam cię, pomóż mi!
-Podejdź do niego i jakoś zagadaj.
-JAKOŚ?! Czyli JAK dokładnie?!
-Nie wiem.-przyznałam i wzruszyłam ramionami.-Na przykład: "Hej, koleś! Ładną masz facjatę.* Może się umówimy?(*od autorki: chodzi o "twarz") albo "Szukam kogoś na stałe. Jesteś chętny?".
-O mój Boże...- Gabi palnęła się z otwartej ręki w czoło. -Nie jestem prostytutką. To brzmi jakbym chciała wyrwać kolejnego klienta.
-Masz lepsze pomysły?
-Uch, sama sobie poradzę!-zdenerwowała się, postawiła z hukiem szklankę na kredensie i wyszła z pomieszczenia. Podążyłam za nią, aby obserwować jej poczynania.
Tymczasem Gabrielle stanęła za ladą i kurczowo ściskała tackę. Siłowała się sama ze sobą. Pokręciłam głową i podeszłam do niej.
-No idź, obsłuż go.-wyszeptałam.
-Nie, nie odbiorę ci tej przyjemności.
-Haha, świetny żart.-zaśmiałam się i popchnęłam przyjaciółkę do przodu.
*perspektywa Louisa*
Stwierdzam, że kawiarnia "Bon Bon" to wspaniałe miejsce, chociaż byłem tu już kilka razy wcześniej. Za to Harry jest tu stałym bywalcem, zwłaszcza ostatnimi dniami praktycznie w ogóle stąd nie wychodzi. I dzisiaj ja z nim tu przyszedłem, ponieważ mój przyjaciel ma dla mnie jakąś niespodziankę.
-No i co?- niecierpliwiłem się.-Co to za niespodzianka?
-Poczekaj, Lou.- odparł.
-Poczekaj, poczekaj.- burknąłem i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.- Mam dość tego czekania.
-Ale ty jesteś nieznośny!
-A co ja poradzę, że nie lubię niespodzianek?
-To na pewno polubisz!
-Zdradź mi kilka szczegółów.- poprosiłem i złożyłem dłonie jak do modlitwy.
-A co chcesz wiedzieć?- zapytał.
-Wszystko!- krzyknąłem.
-Dobrze wiesz, że wtedy nie będzie niespodzianki. Zgaduj.
-Nie wiem.- przyznałem i głęboko się zastanowiłem.-Ciężarówka pełna marchewek?- strzeliłem.
-Pudło.- oświadczył Harry.
-Stos koszul w paski?
On znów pokręcił głową przecząco.
-Kilkadziesiąt par szelek? Klatka z Kevinkami? Też nie?! To ja nie wiem.
-Podpowiem ci: to człowiek! I znajduje się całkiem niedaleko od ciebie.
Zacząłem się gwałtownie rozglądać dookoła. Nagle mój wzrok napotkał pewną dziewczynę, która stała za ladą i rozmawiała z jakąś drugą. Myślałem, że oczy wyjdą mi na wierzch. Nie, nie mogę w to uwierzyć! To Gabrielle! Ta sama, z którą tańczyłem na imprezie. To chyba sen! Ale nie chcę się z niego budzić!
-Harry, weź mnie uszczypnij.
-Poznajesz ją?- zapytał mnie Styles.
-Oczywiście, jakżebym mógł nie poznać? To ona!- wywarłem nacisk na ostatnie słowo.
Już miałem wstać, gdy spostrzegłem się, że blondynka podchodzi do naszego stolika. Dłonie zaczęły mi się trząść z nerwów; w mojej głowie powstał chaos. Odchrząknąłem głośno, aby przygotować się do mówienia.
-Co panom podać?- zapytała, a na dźwięk jej głosu o mało nie zemdlałem.
-Ja poproszę to, co zwykle.- odparł Loczek i podał jej małą karteczkę. Ona zapisała coś w notesie, a następnie spojrzała na mnie. Zatopiłem się w jej błękitnych tęczówkach. Czułem magię, która płynęła do mnie z jej ciepłego serca. Miałem ochotę rzucić się na nią i ją przytulić, pocałować. Pragnąłem jej całym sobą i coś mi mówiło, iż ona chce tego samego. Gapiłem się na nią z miłością i pożądaniem. Tak, to bez wątpienia miłość. Uświadomiłem to sobie teraz i wiem, że to prawda. Nigdy do nikogo niczego takiego nie czułem. To jest wyjątkowe i jedyne w sowim rodzaju uczucie, którym można obdarzyć tylko tą jedyną osobę. A dla mnie tą osobą jest Gabrielle.
-A pan czego sobie życzy?- jej melodyjny i słodki głos wybudził mnie z rozmyślań. Odparłem:
-Jestem Louis, już nie pamiętasz?
Spuściła wzrok w dół, a jej policzki się zarumieniły. Wyglądała przy tym tak uroczo, że normalnie się rozpływałem.
-Z tamtej imprezy trudno było cokolwiek zapamiętać.- rzekła.
-Ale ja zapamiętałem twoje piękne imię, Gabrielle.- starałem się wypowiedzieć to ostatnie słowo z wyraźnym akcentem.
Dziewczyna uśmiechnęła się, ukazując równy rząd swoich nieskazitelnie białych zębów, które wyglądały jak perełki na dnie oceanu. Przez moje ciało przeszła kolejna fala ciepła. Doszedłem do wniosku, że jej obecność niesamowicie na mnie wpływa.
-A co do twojego pytania, to życzę sobie, abyś usiadła ze mną i porozmawiała jak teraz.
-Nie wiem, czy mogę.- powiedziała, przygryzając dolną wargę, lecz w głębi serca wiedziałem, że się zgodzi.-Jestem w pracy.
-To dla mnie bardzo ważne. Chciałbym cię bliżej poznać.
-Zobaczę, co da się zrobić.- odparła i odeszła.
-No, stary. Jestem z ciebie dumny- oświadczył z podziwem Harry i poklepał mnie po ramieniu. Ja zaś odetchnąłem z ulgą. Zrobiłem to! Udało się! Teraz musi być tylko lepiej...
*perspektywa Kimberly*
Jak on się na nią gapi! Tak jakby miał ją zaraz żywcem pożreć, oczywiście ze smakiem. Boże, chyba zaraz rzygnę tęczą. A Harry siedzi i się cieszy jak głupi do sera. Coś mi się wydaje, że on maczał w tym palce, jak nie całą rękę. W sumie to jestem mu nawet za to wdzięczna. Trzymam kciuki za moją przyjaciółkę.
Niechby się chociaż jej poszczęściło.
-No i jak ci poszło?- zapytałam zaciekawiona, gdy Gabrielle podeszła w moją stronę. Na jej policzkach wykwitł rumieniec, a w oczach skakały iskierki radości. To wystarczyło, aby wywnioskować, że się udało.
-Poprosił mnie, żebym z nim usiadła przy jednym stoliku. Chce mnie bliżej poznać.- w końcu wydukała.
-No to na co czekasz?!- wykrzyknęłam.- Idź do niego!
-Przecież nie mogę. Jestem w pracy.
-Biorę to na siebie.- oświadczyłam i bohatersko wypięłam pierś.- Bierz go, póki świeży.
-Wariatka!- stwierdziła i nalała soku pomarańczowego do szklanki. Zapewne Harry po raz kolejny zamówił to samo.
-Niech zgadnę, sok i szarlotka?
-No widzisz, jak ty go dobrze znasz!- zakpiła i podniosła tacę.-Aha, zapomniałabym! To dla ciebie.- podała mi małą karteczkę, mrugnęła znacząco i poszła sobie.
Pokręciłam głową i otworzyłam papier. Przeczytałam to, co było na nim napisane. Muszę przyznać, że ten KTOŚ miał dość ładne pismo. Wiadomość brzmiała:
"Pięknie dziś wyglądasz : ) Może się do nas przysiądziesz? Zboczeniec"
Zmięłam kartkę i wsadziłam głęboko do kieszeni od spodenek. Spojrzałam w stronę tamtego stolika. Siedziała tam tylko Gabrielle z Louisem. Odetchnęłam z ulgą; czyli Harry sobie poszedł! Nagle poczułam, że ktoś zasłania mi oczy dłonią.
-Zgadnij, kim jestem...- wyszeptał mi do ucha. Jego oddech pachniał miętą i był tak zniewalający, że nie mogłam się mu oprzeć. Boże, o czym ja myślę?! Muszę się opamiętać. Odwróciłam się gwałtownie. No tak, kogo innego mogłam się spodziewać? Przede mną stał pan w kręconych włosach.
-Jest taka zasada, że klienci nie wchodzą za ladę.- uprzedziłam.
-Zasady są po to, żeby je łamać.- odparł bezczelnie i wyszczerzył zęby.
-Ale za łamanie zasad grozi surowa kara.
-Jaka?- zaciekawił się. -Spoliczkujesz mnie? Urwiesz mi głowę?
-Nie.-zaprzeczyłam i skrzyżowałam ręce na piersi. -Zawiadomię policję. Chyba nie chcesz trafić do więzienia?
On pomruczał coś pod nosem i po chwili znalazł się po drugiej stronie. Ja zaś postanowiłam zająć się wycieraniem szklanek. Jednak w ogóle nie mogłam się na tym skupić, bo zielonooki cały czas się na mnie gapił.
-Możesz przestać?- zirytowałam się.
-Co takiego robię?- udał zdziwionego.
-Patrzysz na mnie!
-Chyba po to Pan Bóg obdarzył mnie oczami, żebym je jakoś spożytkował.
-To spożytkuj je jakoś inaczej.- odburknęłam. Czemu on musi mnie tak wkurzać?!
-Ta szklanka nie może już być bardziej czystsza niż jest teraz.- zauważył. Nie no, zaraz mu przywalę!
-Jeśli uznam, że jest na tyle czysta, na ile powinna, to przestanę ją wycierać.
-Jak będziesz tak tarła, to zedrzesz szkło i zrobi się brzydka.
-TO MOJA SZKLANKA I BĘDĘ JĄ TARŁA ILE MI SIĘ PODOBA!- wrzasnęłam na całe gardło. Wszyscy ludzie, znajdujący się na sali, popatrzyli na mnie jak na oszołoma.
-Nie wkurzaj się tak, bo złość piękności szkodzi.-rzekł i znowu wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Czy ty przypadkiem nie powinieneś siedzieć przy tamtym stoliku, obok swojego przyjaciela?
-Dupa mnie już boli od tego siedzenia.
-Czemu mnie to nie dziwi?- zapytałam, biorąc do wytarcia kolejną szklankę. -Od tygodnia przychodzisz tu codziennie. Aż dziwne, że nie dostałeś jeszcze zapalenia wątroby od ciągłego jedzenia szarlotki.
-Poza tym nie będę im przeszkadzał. -dodał, jakby nie słyszał tego, co przed sekundą mówiłam.
-Mam nadzieję, że on nie jest taki bezczelny i nienormalny jak ty.
-Dlaczego sądzisz, że jestem bezczelny i nienormalny?- zaciekawił się.
Nic nie odparłam. Właściwie, to sama nie wiem, czemu przypisałam mu takie cechy. Mogę stwierdzić po jego zachowaniu, iż jest wesoły i dowcipny. I szczerze mówiąc te jego żarty i uwagi nawet mi się podobały. Chyba tylko przez moją urażoną dumę tak mu docinałam. Dobrze, że nie brał tego na serio.
-Nadal złościsz się za ten incydent na imprezie?- zapytał po chwili.
-Tak.- odparłam szybko.
-Przecież to był tylko żart.
-Może dla ciebie. Może ty lubisz paradować nago przed swoimi kolegami, ale mi nie było miło, kiedy trzech pijanych kolesi rozebrało mnie.
-Uwierz mi, że nie brałem w tym żadnego udziału, naprawdę.
-Ale wtedy się śmiałeś! Jakbyś o wszystkim wiedział!
-O niczym nie wiedziałem!- krzyknął, przybierając poważny wyraz twarzy. -A śmiałem się, bo Niall i Liam zrobili mi coś takiego po raz kolejny, więc co miałem robić? Płakać?
-Po prostu mogłeś się na nich wydrzeć.
-Myślisz, że tego nie zrobiłem? Kimberly, minęło tyle czasu! Dlaczego jesteś na mnie obrażona? Oskarżasz mnie bezpodstawnie!
-To czemu na każdym kroku mnie przepraszasz, skoro nie ma w tym twojej winy?
-No... bo... ja... ja... -zmieszał się.- Ja nie lubię, gdy ludzie się na mnie obrażają.
-Aha, czyli przychodzisz tutaj specjalnie po to, żeby zaspokoić swoje sumienie?
-T...tak, dokładnie. -zająknął się.
-Mam dobrą radę: nie przychodź tu więcej, zapomnij, ze w ogóle mnie poznałeś, a na pewno sumienie da ci spokój. Żegnam. -po tych słowach odwróciłam się na pięcie i czym prędzej podążyłam na zaplecze. Zamknęłam z hukiem drzwi i zjechałam w dół po framudze. Ukryłam twarz w dłoniach. Tak drodzy państwo, ja Kimberly Jones, płaczę! Zapamiętajcie ten jeden z niewielu dni, w których to się stało. Zadawałam sobie tylko jedno pytanie: dlaczego? Dlaczego nie płakałam, gdy dowiedziałam się, że umrę, a dlaczego płaczę teraz? Przejmuję się jakimś kompletnie nic nie znaczącym dla mnie chłopakiem! Właśnie, tylko czy on naprawdę nic dla mnie nie znaczy? Czemu się oszukuję? Czemu wmawiam sobie ślepo, że go nienawidzę, skoro tak naprawdę jest całkiem inaczej? Tak, kocham go! Potrzebowałam tyle czasu, aby to sobie uświadomić. Szkoda tylko, że dla niego jestem jedynie kłującym cierniem jego sumienia, który nie daje mu spokoju; ostrą igłą, która przypomina mu o mojej urażonej dumie, o tym, iż powinien przeprosić mnie właściwie za nic, bo inaczej będzie musiał żyć ze świadomością, że jedna głupia dziewczyna się na niego obraziła. Żałosne, prawda? Czemu ten mój ciężki żywot musi być tak cholernie skomplikowany?
W tej chwili do pomieszczenia weszła Susan. Na widok mojej osoby podbiegła do mnie.
-Kim, co się stało? -zapytała wystraszona, klękając przede mną.
-Nic, nic. -odparłam, dławiąc się łzami.
-Przecież widzę. Ten Harry sprawił ci przykrość?
-Nnie. Po prostu źle się czuję.
-Coś z sercem? -zaniepokoiła się. -Może trzeba wezwać pogotowie?
-Nie, nie ma takiej potrzeby. -zaprzeczyłam. -Ej, skąd wiesz, że mam kłopoty z sercem?
-Gabi coś wspominała.
-Co za papla. -zirytowałam się. -Nie umie trzymać jęzora za zębami.
Przytrzymałam się drzwi i próbowałam wstać. Niestety, próba spełzła na niczym, ponieważ gdy się denerwuję, to opadam z sił. Suzi pomogła mi się podnieść i zaprowadziła do najbliższego krzesła.
-Masz. -powiedziała i podała mi szklankę wody. -Jesteś strasznie blada.
-Dzięki. -odparłam i wypiłam wszystko jednym haustem. -Już mi lepiej.
-Słuchaj, nie wiem, czy wiesz, ale ten twój kolega Harry...
-To nie jest mój kolega! -uniosłam się.
-Mniejsza z tym. W każdym razie wydaje mi się, że skądś go znam.
-O, czyżbyś ty też obudziła się obok niego całkiem nago?
-Nie. -zaprzeczyła, uśmiechając się pod nosem. -A co, miałaś może taką przygodę?
-Nie ważne. Nie chcę o tym pamiętać. Kontynuuj to, co miałaś mówić.
-Sądzę, że on jest... -i znów rozmowę przerwała nam pani Stuart, która w tej chwili weszła na zaplecze.
-Co wy robicie? -zapytała
-Kimberly źle się poczuła. -wyjaśniła Susan. Szefowa odparła:
-Wszystko już w porządku?
-Tak, tak. -zapewniłam.
-Wracajcie na salę. Trzeba obsłużyć klientów. -po tych słowach ruszyła do wyjścia, a my zaraz za nią.
__________________________________
siema. z racji tego, że Magda jest chora, rozdział pisze dla was jej dobroduszna siostra iwona XD. sorry za błędy,jeśli są, ale nie sprawdzałam. następny za tydzień. dobranoc. ;*
;3
Świetny, a ta akcja ze szklanka zajebista ;PP
OdpowiedzUsuńO choraa. ;<<
Przekaż jej, żeby wracała do zdrowia. :)
Czekam na kolejny ;**
super rozdział! Magda wracaj do zdrowia kochanie:*
OdpowiedzUsuńgenialny tekst: "szukam kogośc na stałe, jesteś chętny?" śmiałam się normalnie ze 2 minuty:D
mam nadzieję, że Hazza wkońcu będzie z Kim, oni do svebie pasują!
Genialny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńCzytając go uśmiech nie schhodził mi z twarzy.;d
Mam cicha nadzieje że Haza i Kim będą razem<3 :D
Zapraszam do mnie;
http://hello-in-my-world.blogspot.com/
Świetny rozdział !
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać to opowiadanie, jest na prawdę wciągające :D
świetny, świetny i jeszcze raz świetny! Po prostu cudowny, bardzo mi się podoba;p
OdpowiedzUsuńIwonko, sama go napisałaś? No to odwaliłaś kawał dobrej roboty, bo dopóki nie przeczytałam, że to ty to się nie skapnęłam ;) Przyznaj się! Magda na pewno ci pomogła.. No chyba, że ten talent jest u was rodzinny (w co nie śmiem zwątpić) :D
OdpowiedzUsuńBiedna Maaadzia...Niech szybko wraca do zdrowia! Uściskaj ją ode mnie (jeśli nie boisz się, że się zarazisz) tylko tak lekko, żebyś jej nie zgniotła, bo po tobie wszystkiego można się spodziewać ;) Gdyby Maciek w końcu zatankował ten teleport to zrobiłabym to osobiście, ale jak widać z tego twojego męża to śmierdzący leń i muszę się tobą wysługiwać xD
Akcja ze szklanką na prawdę świetna. Chodź muszę powiedzieć, że nie spodziewałam się po Kimberly takiej reakcji (chodzi o ten płacz, chodź szczerze to sama czytając to płakałam xD
Jeszcze raz pozdrowionka dla Hadzi i dla Cb :****
No po prostu ODLOT hahahxD
OdpowiedzUsuńWracaj do zdrowia bo z kim do kina pojadę(chyba chcesz zobaczyć minę Adriana lub Rose)
Buziole;***
http://adriana-louis-kissyou.blogspot.com/
No super rozdział!!!!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!*.*
Bardzo fajny ;>
OdpowiedzUsuńWpadłam na twojego bloga przez przypadek, ale strasznie się z tego cieszę. ; D
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu opisu bohaterów, postanowiłam, że będę tu regularnie wpadać, oczywiście komentować i obserwować. : P
Twój blog jest... no nie wiem jaki. Brak słów. !!
Chyba jeszcze nigdy się z takim nie spotkałam.
Genialne pomysły, które w świetny sposób opisujesz.
Rozdziały są boskie, aż chcę się czytać, więcej i więcej.
CUDO po prostu.!!
Dziewczyznoo, masza talent jak mało kto..; p
Wykorzystaj to. !!!!!: **
Z niecierpliwością czekam na następny i życzę powrotu do zdrowia.:***
Zapraszam również do siebie.
http://emilkaonedirection.blogspot.com/
jezu , nie wiem , jak ja tu trafiłam , ale to co piszesz jest cudowe . NIe będę pisała , że twój blog jest świetny , bo tak może napisać każdy To co wychodzi z twojego stukania w klawiaturę jest magiczne . Przy czytaniu powstaje przecudowne uczucie , jakbyś stała tam i wszystko widziała . MIŁO widzieć , że ktoś naprawdę się tak przykłada . Zapraszam Cię przy okazji do mnie : friend-of-famous.blogspot.com i mam nadzieję , ze znajdziesz coś dla siebie :*
OdpowiedzUsuńSUPER SUPER !! Genialny rozdział :D czekam na następny i zapraszam do mnie : http://nobody-compares-to-you6.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńwszyscy chorzy jak fajnie ;ppp
OdpowiedzUsuńHarry się odczepi i Zayanek wkroczy do akcji :D
super to ^^
Kiedy następny rozdział?? Bo już się nie mogę doczekać ! ;p
OdpowiedzUsuńTen jest wspaniały . Bardzo ciekawy i zaskakujący ;]
Zapraszam do mnie :
http://szczesciekochamcie.blogspot.com/
Jak czytam twoje opowiadania,na obydwu blogach uśmiech mi z twarzy nie zchodzi , świetne <3333 /Talia.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM DO MNIE ;*
http://babybeminetonightminetonight.blogspot.com